Najpierw mamy wezbrany
potok uwielbienia dla ofiar zrywów niepodległościowych, wojen i prześladowań.
Następnie cały czas słyszymy o groźbie zbrojnej napaści od strony wschodniej
granicy Polski, a teraz dochodzi do tego obowiązkowe czytanie takiej książki,
co piętnuje i przedstawia w złym świetle zachowanie pana młodego na swoim
weselu, który zapomniał dać znać innym, żeby ruszyli do walki. Akurat poślubił
swoją wybrankę serca i od razu wielki dramat, bo z innymi nie poszedł na
śmierć. Na chłopski rozum, to wolał zostać w domu i cieszyć się życiem. I co w
tym złego!? Oczywiście, że nic, gdyż większym złem było wysłać na pewną śmierć
tylu wspaniałych ludzi wiedząc, że niczego, ale to dosłownie niczego nie
zwojują ani nie wywalczą. I jak byliśmy zniewoleni, to nadal tej upragnionej
wolności przecież nie mamy! Po dzień obecny nie mamy! A takie „patriotyczne
śpiewki” w wykonaniu obcych i niepolskich polityków, rozdawanie blaszek -
medali na lewo i prawo, są jedynie przygotowaniem, podpuszczaniem nas do
ruszenia na następną jakąś wojenkę, co znów nic nam nie da, a ponownie przysłuży
się możnym tego świata, bo tylko oni na tym skorzystają, osłabiając nas do tego
stopnia, że na długie lata nie zdołamy się podnieść z kolan. Ogłupiają nas na
każdym kroku, a my przyjmujemy to bez zmrużenia oka. Im mniej zdrowego
rozsądku, tym więcej oni się cieszą i zacierają ręce na myśl o nowych rzeszach
swoich niewolników.
.
Sami siedzą w ciepłych
kryjówkach, a w przypadku wojny pochowają się jak szczury pod ziemią, w tych
swoich bunkrach wyszykowanych aż do przesady. (Jak to truposzczaki - lubią być
pod ziemią i sami się już tam pakują). A my? No cóż, to już od nas zależy jak
postąpimy. Albo będziemy bezwolnymi maszynami kierowanymi przez tych tchórzy,
przebywających w swoich odstawionych grobach, uśmiercając się wzajemnie, albo zmądrzejemy
i dogadamy się ze sobą, w niwecz obracając ich podłe, podstępne, niskie zamiary.
Zamiast się wzajemnie niszczyć, pokażmy, że stać nas na coś o wiele lepszego.
Przecież oni nie zawsze muszą być górą.
Tymczasem jak zwykle leją
wodę na młyn strachu, który sami bez przerwy wzniecają. Jednocześnie odnosimy
nieodparte wrażenie, że to ci możni tego świata sami coraz bardziej się boją,
ponieważ z każdym dniem nasilają się te ich wrzaski pełne przerażenia i trwogi.
Boją się utraty władzy, jaka pomału wymyka się im z rąk. Coraz mniej rzeczy
dzieje się po ich myśli. Sprawy przybierają coraz gorszy dla nich obrót.
Oczyszczanie Ziemi stale się zwiększa i wkrótce gwałtownie przybierze na sile. Energia
Czwartego Wymiaru w coraz większym stopniu zastępuję tę Trzeciego Wymiaru, jaka
nieodwołalnie musi stąd odejść, odejść na zawsze, a z nią i jej wierni wyznawcy,
jej wierni poddani.
A co do samej wiary, to
przychodzi nam na myśl takie skojarzenie. Najpierw prezydent Duda udał się do
Świątyni Opatrzności i powierzył losy Ojczyzny Istotom Duchowym, a jedną z nich
- znaną nam jako Książę Pokoju, Mistrz Jezus - w czasie tej uroczystości
umieszczono na tronie. (Akurat nikt z ludzi takiej władzy nie ma, więc tym
kapłanom i politykom niech się tak zdaje, że dokonali intronizacji).
A co później mamy? Ten
sam prezydent Duda (w języku hiszpańskim - „wątpliwość”) całkiem nie tak dawno
krzyczał, że jeszcze nigdy Polska nie była tak bezpieczną jak jest obecnie, ponieważ
chroni ją przymierze z NATO… Tylko zaraz, chyba pan „Wątpliwość” coś tutaj nieźle
pokręcił, bo jak dla nas, to nie ma żadnej wątpliwości, że jest zupełnie
odwrotnie. A swoimi słowami i czynami prezydent „Zwątpienie” tylko to
potwierdza. Najpierw zabiega o pomoc i opiekę u Najwyższej i Najpotężniejszej
Instancji, a potem zwąchał się z jakimiś przybłędami zza Oceanu i największymi
bluźniercami na Ziemi.
A skoro tak, no to gdzie jest
ta twoja wiara, prezydencie „Zwątpienie”? Czyżbyś wątpił aż tak bardzo i wcale jej
nie miał? Najwidoczniej tak, ponieważ jeśli ktoś wierzy w Opiekę Energii Największej,
to nie szuka żadnych innych ludzkich, tak małych i nic nie znaczących pomagierów,
bo zwyczajnie wie, że to na nic. I takie konszachty przypominają pakt z diabłem,
zaprzedanie mu swej duszy. (Gdyby tylko był, bo oczywiście - co zawsze
powtarzamy - to żadnego diabełka wcale nie ma). Tak więc szukanie ratunku u
tych, którzy nie są władni go zapewnić jest po prostu głupotą. A głupcy nie są
dziećmi Bożymi. Takimi stają się dopiero ci, co potrafią pójść po rozum do
głowy, potrafią zmądrzeć, to znaczy zmienić swoje postępowanie na lepsze.
Dobrze, to w takim razie
czy i obecnie, w tych zawiłych i tak trudnych czasach wystarczy jedynie polegać
na Opatrzności? Czy mając naprawdę silną wiarą, bezgraniczne zaufanie do Pana
Boga można być całkowicie bezpieczną i bezpiecznym?
Odpowiedzi na to pytanie
teraz nie udzielimy. Tylko Czas jest w stanie zabrać tutaj głos i wydać nieomylny
wyrok. Czas jest również Energią i ma swoja władzę, tak jak my mamy własną
władzę, polegająca na wolnej woli i na rozumie. A jak postąpimy, to już tylko
od nas zależy. Nikt inny nie podejmie za nas działania ani niczego nie postanowi
wbrew naszej wolnej woli. To od nas zależy, czy pójdziemy za tym co widzialne,
materialne i tymczasowe, czy też skierujemy się w stronę Wartości Duchowych, Wartości
Najwyższych, Nieprzemijających, Trwałych.
Może jako przykład,
drogowskaz warto tutaj przypomnieć wielką wiarę naszego narodu w roku 1920-tym,
kiedy to stał się Cud nad Wisłą. Cała Polska bez wyjątku modliła się z największą
ufnością, a co równie ważne - jednomyślnie i zgodnie.
Możemy więc układać się z
siłami ciemności, co tymczasową władzę mają, lecz władzę z każdym dniem coraz to
mniejszą i mniejszą, lub też zwrócić się ku Temu, Który jest na Wysokościach. A
tam jest bezpieczeństwo, braterstwo, prawda, szczerość, uczciwość, ufność,
wiara, wierność, życie, a największą z nich wszystkich jest - to rzecz jasna i
oczywista - Miłość. I teraz są dwie drogi. Albo dogadamy się z naszymi
sąsiadami mówiąc im prawdę, że wzajemnie się potrzebujemy i nie ma miejsca na
jakieś nieuczciwe zagrywki, kaprysy ani fochy, albo niestety pójdziemy drugą drogą,
prowadzącą na bezdroża powtórnego uzależnienia i zniewolenia przez możnusich
tego świata.
Tutaj jedno wyjaśnienie.
Pisząc o porozumieniu się z sąsiadami, mamy na myśli zwykłych ludzi, nie
żadnych tam polityków. Tych wkrótce nie będzie. Skoro sami mamy stanowić o
sobie, to tylko z takimi samymi jak my. Równi z równymi a nie z jakimiś, co się
stawiają ponad nami, zwłaszcza kapłanami różnych frakcji, odgradzającymi nas od
Źródła Życia. Przeszkadzają nam w utrzymywaniu bezpośredniej łączności z Naszym
Ojcem Niebieskim. A kiedy właśnie taką mieć już będziemy, to w końcu poznamy i zrozumiemy
wiele pięknych i prostych Prawd, jakie teraz są przed nami skrzętnie ukrywanymi,
ale na szczęście tylko do czasu. A Czas jest coraz bliższy i coraz mniej
wszyscy go mamy - zwłaszcza na zrozumienie i otwarcie umysłu.
Choćby takie otwarcie
umysłu, aby zrozumieć i to kłamstwo, że to jednak nie tylko poprzednia ekipa
rządzących dokonała zamachu w Smoleńsku, lecz i obecna musiała mieć z tym wiele
wspólnego, ponieważ to właśnie ona najwięcej na tym skorzystała. I kto wie,
jakie tam uzgodnienia były między tymi „Kaczorami” z POPiSu. „Rączka rączkę
myje”. Przed kamerami niby tacy wrogowie, a po kryjomu to kto ich tam wie… A
winę najlepiej zwalić na innych za to, co samemu się nabroiło. W sumie, to na
tym świecie już nic nie dziwi, nawet gdyby brat poświęcił w zamachu brata,
choćby i bliźniaka. W końcu nie takie rzeczy robi się dla zdobycia władzy.
Przy okazji kilka słów o
bezczeszczeniu zwłok ofiar tego zamachu. Tak, osobom, co straciły w nim życie,
należy się wszelki szacunek, zachowanie o nich jak najlepszej pamięci, a
zwłaszcza dobre o nich wspomnienie. Natomiast koniecznie trzeba się wystrzegać
bólu, żalu wywołanego ich stratą, bo ten nie pozwala tym duszom odejść w pokoju
z tego świata. Właśnie tak nas uczy Duch Święty. I wielokrotnie zwraca uwagę na
coś bardzo ważnego, a co tak często umyka naszej rozkojarzonej uwadze. Ciało
jest jedynie powłoką, bezużytecznym ubrankiem, pozostawianym przez ducha z
chwilą jego pożegnania się z tym światem i przejściem do Świata Duchowego. W
tym znaczeniu ciało nic nie znaczy, bo jesteśmy duszą! (Mój ojciec już nie
przebywa na tym świecie i mam o nim takie samo zdanie - jest duszą a nie
ciałem).
A takie ciągłe
roztrząsanie, biadolenie nad nic nie znaczącymi szczątkami, nikłą pozostałością
ludzkiego przebywania w świecie materialnym, jest tylko nakręcaniem spirali
nienawiści, wrogości, co bardzo często ma miejsce. A swoje największe nasilenie
osiąga w dniu tak zwanej „Miesięcznicy Smoleńskiej”. Dobrze, że nie
„Tygodnicy”… Stale nadużywa się pamięci tych dusz, jakie już dawno odeszły,
umiejętnie kierując ludźmi zgodnie z własnym zamiarem osiągnięcia wiadomego
celu. Jak zakłamany jest świat, tak zakłamane jest na nim życie.
Jeszcze nie tak dawno
byliśmy święcie przekonani o dokonanych zamachach terrorystycznych na dwie
wieże w Nowym Jorku oraz na inne miejsca w USA. W sumie tak, to są zamachy
terrorystyczne, tylko że przeprowadzone przez tych prawdziwych terrorystów - z
Izraela, Arabii Saudyjskiej i USA. To właśnie możni tego świata za
pośrednictwem swoich kukiełek w różnych rządach stale utrudniają nam życie, co
widać na każdym kroku, kiedy tak „walczą” z tym terroryzmem wciąż na nowo przez
siebie podsycanym. I za nic mają życie tylu ludzi.
Jak siły zła się
dogadają, to nawet pozorni wrogowie sztamę ze sobą trzymają.
I jeszcze co do naszej
zaślepionej walki o „wolność”. Lepiej żyć w niewoli niż życie za wolność tracić
i nie mieć żadnej z tych wartości. Życie ponad wszystko zachować trzeba i należy
umieć rozpoznać właściwy czas.
A tak w ogóle, to może
byśmy tak z większą pokorą i w głębszej dumie duszy przyjmowali los zesłany
przez Opatrzność, a nie od razu chwytali za szabelki, bo „Bóg, Honor i
Ojczyzna”, to wtedy może szybciej poszlibyśmy po rozum do głowy i zrozumieli,
że ktoś tutaj chytrze i ohydnie wykorzystuje święte wartości, ponieważ im wcale
nie chodzi o Pana Boga, a wręcz przeciwne - im chodzi o zupełnie innego bożka,
o jakieś bóstwo śmierci, wojny i zagłady, bóstwo wymyślone przez innych ludzi
dla naszego zatracenia i naszej zguby. I kiedy Trump (następny „Kaczor”) powiedział
w Polsce - „niech was Bóg błogosławi” - to jakiego boga miał na myśli? Mamy
wrażenie, że wcale nie chodziło mu o Stwórcę na Wysokościach, lecz o jakieś inne
bóstwo, co przebywa bardzo nisko, skrywa się w ciemnościach, jest niską energią
i jest zagnieżdżone w zacofanych, pustych głowach, jedynie dzięki którym w
ogóle istnieje.
I jak dawaliśmy się sobą
pomiatać, podpuszczać jedni na drugich, dając posłuch największym głupotom pod
Słońcem, to w dalszym ciągu tak właśnie jest, ponieważ świadczą o tym choćby tak
liczne wszelakie rekonstrukcje bitew, a zwłaszcza „pikniki wojskowe”, jakich
się ostatnio tyle namnożyło. Rodzice prowadzą na nie swoje pociechy i cieszą
się na widok różnorakiego uzbrojenia. I nie posiadają się z zachwytu, jak ich
małym dzieciom wkłada się do rączek karabiny, jak się je sadza za celownikami działek,
haubic czy innych śmiercionośnych urządzeń. Tak, rodzice się cieszą z tej niewyszukanej
zabawy i błogim (mało rozumnym) uśmiechem na twarzy potwierdzają, że nic a nic
z tego nie rozumieją. Tylko czy tak samo będą się cieszyć i tak samo uśmiechać
na widok ich dzieci, ginących na polu walki następnej jakiejś wojenki? Wtedy
też będą tacy „mądrzy” jak teraz?
Tak, tacy „mądrzy”, gdyż znów
jak małe dzieci daliśmy się oszukać możnym tego świata, ginąc w wielu powstańczych
wojnach, jakie celowo i starannie nam zgotowali. To tacy jesteśmy „mądrzy”, że
z byle powodu dajemy się wplątać i uwikłać w nie swoje sprawy, zatargi. Już i Duch
Święty powiedział o nas Polakach - lubimy się wyrywać z szeregu i wtrącać w
cudze sprawy, więc nic dziwnego, że dostajemy za swoje.
Jak zawsze - my się
lejemy, wojny wygrywamy, z ich powodu najwięcej cierpimy a najmniej z tego
mamy, gdyż to nasi wrogowie najwięcej korzyści z tego czerpią i najlepiej na
tym wychodzą. Czas to zmienić i nie tylko to.
No dobrze, ale czy my,
Słowianie - Dzieci Bogów - wreszcie kiedyś zmądrzejemy? Czy w końcu pójdziemy
po rozum do głowy tak jak kiedyś? Czy ostatecznie zdołamy należycie poprosić o
pomoc, modląc się we właściwy sposób do naszego i zawsze kochającego nas Ojca
Niebiańskiego Jahwe? Czy uda się nam zrzucić łuski i przejrzeć na oczy, żeby ujrzeć
to, co jest tuż przed naszym nosem? Może już przestańmy gapić się bezmyślnie w
różne ekraniki i telewizory, to więcej do nas dotrze i zdołamy wtedy otworzyć
nasze umysły, otworzyć nasze serca, co tak skutecznie i szczelnie zostały
zamknięte, ponieważ już nawet nie dziwi to całe zło, jakie wokół się panoszy.
A jeśli my sobie z tym
nie poradzimy, bo same i sami nie jesteśmy w stanie cokolwiek osiągnąć, to
Świat Duchowy znajdzie na to najlepszy sposób. Tylko wtedy to już niech nikt
nie narzeka, gdyż otrzymaliśmy wystarczająco dużo czasu na wprowadzenie w życie
Praw Boskich. Tak, one w końcu zapanują, lecz wielka szkoda, że przy tak
znikomym naszym udziale.
Przyszłość narodu zdobywa się
potem - nie krwią!
Cyprian
Kamil Norwid