Po pierwsze - Syn Boży
Jezus nie wymaga żadnych ludzkich obrzędów, by zajmować należne sobie miejsce.
My ludzie, to sobie możemy co najwyżej budować kościoły i stawiać pomniki, co i
tak nie ma żadnego związku z wiarą.
Po drugie - ta wielka
uroczystość Intronizacji, umieszczenia Chrystusa Króla na tronie, a właściwie zawierzenie
Opatrzności Bożej, powierzenie Jej losu własnego i Ojczyzny naszej, było
najlepszym aktem wiary polskiego narodu od wielu, wielu lat.
Po
trzecie - dla Świata Istot Duchowych nie ma większego znaczenia Kogo z Nich
prosimy o opiek i pozostanie naszym Patronem czy Patronką. Ważne jest to, że są
to Istoty Duchowe z Najwyższego Poziomu Doskonałości, czyli z Poziomu Boskiego,
na jakim i Ojciec Stworzyciel we Własnej Osobie przebywa. Tym samym - pod
względem osiągniętej doskonałości - Istoty Duchowe są sobie równe, lecz zawsze
trzeba pamiętać, że to tylko Pan Bóg Jahwe jest Jedyny i Największy.
.
Tylko uwaga, bo tutaj jest
jedno „ale”. Modlić się możemy jedynie do Ojca Niebieskiego Jahwe i tylko do
Niego. Do nikogo innego nie wolno. Nawet, jeśli są to Istoty Duchowe znane nam
jako Jezus, Duch Święty albo Maria, jego matka (lecz z całą pewnością nie jest
ona żadną matką Bożą). Tak samo nie możemy modlić się do innych bogów czy
bóstw, o czym Duch Święty nas przestrzega.
A co najważniejsze, to
taka uroczystość wcale nie załatwia sprawy. Nie wystarczy przyjść, odprawić
modły, a wcześniej wybudować wielką świątynię i wznieść pokaźny posąg, by
następnie pochwalić się przed innymi, jacy to jesteśmy pobożni.
To wcale nie o to chodzi,
bo jak powiedział nasz Mistrz Jezus, większym zwieńczeniem jego nauk byłoby ich
wypełnianie i nas wszystkich zgodne z nimi postępowanie. Stać nas na to?
Oczywiście, że tak. Skoro na każdym kroku okazujemy tak ogromną miłość Panu
Bogu i na przykład każdego roku tłumnie maszerujemy jak Polska długa i szeroka w
niezliczonych procesjach „Bożego Ciała”, to dlaczego nie mielibyśmy potwierdzić
swojej głębokiej wiary prawdziwymi uczynkami wynikającymi z tej właśnie wiary,
prawda? Przecież to takie proste nie kłamać, żyć uczciwie, nie oszukiwać, nie
kraść, nie mordować i w ogóle wypełniać wszystkie przykazania i zgodnie z nimi żyć!
Okazywać sobie wzajemny szacunek i miłość. Tylko tyle!
I dlaczego w tej
doniosłej uroczystości w dniu 19-go listopada, brała udział tak bardzo skromna
delegacja rządu? Tylko sam prezydent? A jego szanowna małżonka? A jego szanowna
córka? A gdzie pozostali rządzący, premier, ministrowie, wojewodowie, wszystkie
posłanki i posłowie, senatorowie, marszałkowie i wicemarszałkowie obu izb -
Sejmu i Senatu?! Mieli ważniejsze sprawy na głowie? Nic nie wiedzieli o tym
najważniejszym wydarzeniu ostatnich dekad?
Cóż, skoro oni nie
pamiętali, to niech się potem nie dziwią i niech nie żałują, że i Świat Duchowy
o nich zapomniał i do nich się nie przyznał. A Ojcu Niebieskiemu Jahwe
najwidoczniej miłą była ta wielka rzesza ludzi, co tak licznie przybyła w
pokorze skruszonego serca, by Jego Samego prosić o opiekę, ponieważ pomimo
pochmurnego i deszczowego dnia niebo nagle się przejaśniło, chmury ustąpiły i
Słońce swym ciepłym uśmiechem wszystkich serdecznie pozdrowiło.
Bo wszyscy oni jakby wbrew
temu całemu światu i wbrew woli możnych tego świata, postąpili ze wszech miar
właściwie i właściwie wybrali Tego, w Kim szukają ratunku, opieki i w Kim
pokładają swoją całą nadzieję, co w oczach możnych tego świata może się wydawać
jakąś naiwnością, niepotrzebnym reliktem przeszłości, a nawet może wzbudzać
politowanie także wśród i tych, co uważają się za „postępowych i nowoczesnych”
osobników gatunku ludzkiego.
Wielcy tego świata
uważają takie „zabobony” za coś zupełnie zbędnego. Z uporem największego
maniaka wpajają nam konieczność trzymania się tylko z państwami największymi i
najsilniejszymi, żeby nie przepaść gdzieś w otchłani ekonomicznego,
gospodarczego i politycznego zapomnienia czy sponiewierania. Ale czy na pewno
tak jest, że tylko niewolnicze układy, polityczne zdrady, tchórzliwe zależności
i podłe knowania jednych przeciwko drugim mają jedyną rację bytu w tej
rzeczywistości? Czy poleganie tylko i wyłącznie na teoretycznie silniejszych
krajach, jest tym właściwym gwarantem bezpieczeństwa i pokoju? Naprawdę jest to
jedyne rozwiązanie?
Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć,
że wcale tak nie jest, bo w nie tak dalekiej przeszłości wielokrotnie
zostaliśmy zdradzeni - podstępnie, bezczelnie i podle, bo tak oto działają siły
ciemności, niskie energie, czyli wyznawcy śmierci i nicości, albo jak kto woli
wyznawcy jakiejś zmyślonej postaci z okazałymi rogami. Właściwie to są nie tyle
sataniści, co umarliści i watykaniści, albo syjoniści. To oni chcą tutaj
panować niepodzielnie, wmawiając nam, jak bardzo ich potrzebujemy.
To oni doprowadzili do panoszącego
się po całym świecie „jankesizmu” („demokracji”), jakiemu wiernie dotrzymują
kroku. To oni już za życia stali się całkowicie zniewolonymi a martwymi kukłami
tego swojego starego systemu, systemu uśmiercania wszystkiego co dobre. Systemu,
co za wszelką cenę upiera się przy swoim i wszelkimi możliwymi środkami wciąż
na nowo się reanimuje. Sztucznie podtrzymuje jego marną egzystencję, którą on
sam zachwala jako tę najlepszą i zachwala jak tylko może najlepiej.
I nie ważne jaką
przybiera postać. Nie ważne jest i to, kogo ma na swoich usługach. Ważne jest
to, żeby się dobrowolnie mu nie poddawać, z własnej woli nie podejmować z nim
współpracy, a tym bardziej służyć mu z pełnym oddaniem. Chodzi tu o wolność
ducha, więc i walka z nim w sposób fizyczny jest właściwie bezcelowa. A zatem
cały czas chodzi o nasz umysł, o nasze zrozumienie tego świata i tego wszystkiego,
co się tutaj dzieje. Chodzi o naszą świadomość, zrozumienie wielu spraw i
poznanie.
Tylko niestety, wielu z
nas nie potrafiło tego wcześniej dostrzec, składając często niepotrzebną ofiarę
swojego wspaniałego życia, walcząc przeciwko temu, czemu w żaden ludzki sposób
nie można się było przeciwstawić, ani tego uniknąć.
Mówi o tym Duch Święty,
nie pozostawiając nam najmniejszych złudzeń, kto przyczynił się najbardziej do
naszego zniewolenia. To my sami i nasza głupota. Urywek sesji numer 128 jest
następujący:
Duch Święty - EA: „Polska,
czy naród polski Urszulo, nie lubi wolności. Lubią mieć kajdany jak nie z
jednej, to z drugiej strony. Teraz te kajdany zakłada religia. Kiedy są wolni,
nie wiedzą co robić z tą wolnością… I co? Wtedy głupoty do głowy przychodzą… Na
razie to nie widzę, żeby w tym roku Polska, polski naród był wolny. Słucham.”
Czyli na nic się zdały
liczne zrywy niepodległościowe, te wszystkie walki na przestrzeni wieków
całych. Cały czas ktoś podstępnie i zdradziecko nami się posługiwał, wykorzystując
polską naiwność albo grając na naszych narodowych wadach, szarpiąc z całych sił
za patriotyczno-wolnościowo-religijną strunę.
A stary system jak miał
się dobrze, tak sam rósł w siłę, dla niepoznaki zmieniając tylko swoje fałszywe
maski w zależności od bieżących potrzeb, żeby nas straszyć i wpędzać w zastawione
przez siebie pułapki. A my wpadaliśmy w nie jak ślepe dzieci we mgle, nie będąc
w stanie pójść po rozum do głowy, a przede wszystkim, by poprosić, oddać się
pod prawdziwe prowadzenie Istot Duchowych i być Im posłusznymi.
Chociaż w sumie to nie
skończyło się to dla nas jeszcze tak najgorzej. Wystarczy przytoczyć tutaj
przykład Jugosławii. W przeciwieństwie do wielu państw tak zwanego bloku
wschodniego, Jugosławia wybroniła się od pozostania następnym krajem w obszarze
wpływów byłego Związku Radzieckiego. No tak, odniosła tymczasowe zwycięstwo,
jakie później zakończyło się jej całkowitą klęską. W latach dziewięćdziesiątych
spadł na nią straszny los wojny i zniszczyły ogromne spustoszenia. Siły zła nie
mogły dać za wygraną i nie mogły pozwolić NA TO, żeby komuś żyło się spokojnie
i dostatnio.
To tak jak teraz, kiedy w
Europie mamy wielomilionowe watahy „uchodźców” z Bliskiego Wschodu, opłacone
mamoną w celu wywołania następnej wojny. Tak więc historia się powtarza, bo
wielcy tego świata wymyślili sobie następną maskę i właśnie znowu w nią się
przystroili.
Kiedyś tą maską zakłamanego
systemu byli ci ze wschodu i ci z zachodu. Nastąpiła germanizacja i
rusyfikacja. W nie tak odległych czasach mieliśmy bolszewików, potem przyszedł socjalizm
i zamordyzm Związku Radzieckiego przy bardzo znacznym i nad wyraz gorliwym
udziale nas samych - Polaków, zdrajców, ale Polaków. W międzyczasie wystąpiły
zawirowania ze starszymi braćmi w wierze, a następnie System postanowił zmienić
się i założyć maskę kapitalizmu, na co my pialiśmy z zachwytu, bo Unia
Europejska. Potem pialiśmy z zachwytu przystępując do NATO i piejemy z zachwytu,
bo wojska „sojusznicze”, a przede wszystkim te spod znaku-sztandaru hamburgera
i cocacoli, panoszą się w naszym kraju, jakby były u siebie.
I wypraszam sobie
panie prezydencie Duda, to nie są moi przyjaciele! Niech pan mówi sam za
siebie!
Na domiar tego
wszystkiego i złego mamy anglosyfikację, czyli zaśmiecanie ojczystej mowy oraz
naszych czystych słowiańskich wzorców postępowania jakimiś anglopodobnymi
dziwolągami, co są o tyle bardziej niebezpieczne od germanizacji czy
rusyfikacji, bo podstępnie przewijają się, wiją się w naszym codziennym życiu i
wpełzają w codzienność dzięki takim instrumentom tego starego systemu jak
finanse, bankowość, środki masowego przekazu, zagraniczne inwestycje, długi, prywatyzacja,
pioseneczki, czy raczej jakiś histeryczny hałas, a w przytłaczającej mierze zatrzęsienie
wielce nieprzyzwoitych, wulgarnych filmów, jakie nie dość, że są rodzimej
chałtury, to jeszcze tak miernej, że mianem tworzenia sztuki w żaden sposób
tego czegoś nazwać nie można.
A do tego wszystkiego
nagle ta wielka miłość do Chin… Znowu możnowładcy coś knują, bo bez kiwnięcia
przez nich palcem, nic na tym świecie samo dziać się przecież nie może. Ale
spokojnie, już o tym pisaliśmy i wciąż to samo powtarzamy: „Nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszło”. I jeszcze jedno - każde zło dobrego jest
początkiem. (Ale nie odwrotnie, gdyż nie każde dobro ze złego się wywodzi).
W każdym razie już tyle
tego zła się panoszy na świecie, że jest to ponad ludzkie siły, żeby sobie z
nim poradzić. I tutaj rzeczywiście tylko Moc z Wysokości może nam pomóc.
Jednakże to nie oznacza, że mamy się poddać i czynić tylko zło. Wcale nie. Z
czynienia dobra nikt nas nie zwolnił. Nie zwolnił teraz i nie zwolnił jutro.
Dobru i Miłości cały czas wiernymi pozostawać mamy - wszyscy bez wyjątku!
I potrzebujemy wielkiego
cudu - nie tylko my, ale i wszystkie umęczony narody tej Ziemi, żeby oblicze
tej Ziemi uległo zmianie a życie stało się godne człowieka. Potrzebujemy cudu na
miarę tego, jakim był Cud nad Wisłą, a właściwie to jeszcze większego.
A tutaj jedna z
najważniejszych rzeczy. Chodzi o taką Prawdę, jaką Biblia bardzo wyraźnie
zaznacza i wysoko ją podnosi, a jest nią krótka, mocna myśl: „BĄDŹ MĘŻNY I
DZIELNY”.
Chodzi o to, że niezastąpiony
jest WYSIŁEK WIARY. Na przykład do Cudu nad Wisłą, do pojawienie się niesamowitego
widoku nad Warszawą doszło dopiero wtedy, gdy walki trwały w najlepsze. Gdyby
polscy żołnierze stchórzyli i rzucili się do ucieczki przed rozpoczęciem bitwy,
to najprawdopodobniej do tego cudu by nie doszło, gdyż bolszewicy łatwo zajęliby
Warszawę i nawet by nie zauważyli, co się na górze dzieje ani co na niebie się
pojawiło.
Ale po kolei.
Wszystko wskazywało na
przegraną Polski w wojnie z bolszewikami w roku 1920-tym. Bolszewicy szybko
dotarli pod Warszawę, której mieszkańcy popadali w coraz większą panikę. Dyplomaci
zaczęli opuszczać miasto w przekonaniu, że stolica wkrótce upadnie. Panowały niskie
morale w wojsku i dużej jego części również udzielił się nastrój niepokoju, strachu.
Nowo mianowany szef
sztabu przedstawił swój plan obrony Radzie Ministrów, której przewodniczył
wtedy Wincenty Witos. Generał Rozwadowski uspokaja ich oraz zapewnia o tym, że
wie jak wygrać tę wojnę. Wszyscy oni z nadzieją wpatrując się w niego stwierdzają
- jak to dobrze, że znalazł się ktoś z głową na karku i wiarą w zwycięstwo.
Swoją postawą, przekonaniem
o zwycięstwie generał Rozwadowski potrafił też podnieść morale w samym sztabie
dowodzenia, w którym panowała grobowa atmosfera.
Generał zaś cały czas nie
traci nadziei. Wzywa dziennikarzy i na spotkaniu z nimi zapewnia, że wszystko
przebiega zgodnie z planem i zapowiada rychły koniec najeźdźców. Na zakończenie
dodaje: „Pokonanym jest tylko ten, kto się czuje pokonany”.
Były planowane dwa uderzenia,
z północy, na wysokości Modlina i z południa, na wysokości Włodawy. 14-go
sierpnia generał Sikorski dowodził swoją armią przeciw trzem armiom
bolszewickim.
Zaczyna się bitwa. Pod
Warszawą trwają ciężkie walki. Początkowa klęska pod Radzyminem skłoniła
generała Rozwadowskiego do wydania rozkazu wcześniejszego rozpoczęcia działań
zaczepnych przez Piątą Armię Sikorskiego z obszaru Modlina, by tym samym
odciążyć Pierwszą Armię osłaniającą Warszawę.
Grupa uderzeniowa polskiej
armii rusza do natarcia w dniu 16-go sierpnia. Wychodząc z przeciwnatarciem
dywizjami, znajdującymi się na południe od stolicy (znad Wieprza), nie
napotkała żadnego oporu wroga, który wtedy był już w całkowitej rozsypce i
bardzo szybkim odwrocie.
Dowodzący armią
bolszewicką Tuchaczewski w ogóle nie wiedział, co się wtedy działo z jego
wojskiem i jeszcze przez dwa dni starał się doprowadzić do porządku swoich
żołnierzy. W końcu dał sobie z tym spokój, bo przekonał się, że jest to
bezcelowe i nic z tego nie będzie. Dopiero po upływie tego czasu, czyli po
dwóch dniach wydał rozkaz do odwrotu.
A generał Tadeusz Jordan Rozwadowski
już w okresie międzywojennym został okrzyknięty pierwszym hetmanem II RP. Tylko
niestety, w krótkim czasie okazano mu „pomoc” w opuszczeniu tego świata. Został
uśmiercony, bo stał się niewygodny. (Zresztą nie tylko on i nie tylko wtedy, bo
i w naszych czasach niestety ma to miejsce).
Na
podstawie filmu zatytułowanego: Zapomniany
Generał Tadeusz Jordan Rozwadowski
Takie były dzieje tej
wojny, ale zastanówmy się, jak to wszystko mogło wyglądać od strony duchowej. Czy
postawa generała, jego słowa, jak i sama wiara w zwycięstwo pochodziły tylko od
niego? Czy jest bezzasadnym przypuszczać, że wszystko to mogło być podpowiedzią,
głosem wewnętrznym oraz intuicją? Wiemy bardzo dobrze, że Istoty Duchowe
właśnie w taki sposób nam pomagają, przekazując nam odpowiednie myśli w
najbardziej odpowiedniej chwili.
A owa chwila była jak
najbardziej właściwą, żeby usłyszeć tak bardzo potrzebne słowa pokrzepienia,
otuchy i słowa niosące nadzieję - jak najbardziej zasadną. I te słowa były
niejako zapowiedzią tego, co się ma wydarzyć, wydarzyć nie dzięki mocy
ludzkiej, lecz dzięki Mocy z Wysokości i wyłącznie dzięki niej. Dzięki
ingerencji, interwencji Świata Duchowego. Skoro to Świat Duchowy pomaga we wszystkim
co dobre, to i tym razem tak uczynił.
A jak w takim razie mogło
dojść do tego cudu? Znając przypadek trojga dzieci z Fatimy i sposób
przekazania im słów Matki Jezusa - co nastąpiło za pośrednictwem wszczepionej
im miniaturowej kamery i wyświetlonego dzięki niej hologramowi - to nie trudno
domyślić się, jak mogło dojść do powstania tak wielkiego obrazu na porannym
niebie nad Warszawą owej wojny.
Tym razem pod osłoną
chmur i w odpowiednim czasie, bo przed brzaskiem i na ciemnym niebie, kiedy
bolszewicy byli już gotowi do natarcia, mógł pojawić się pojazd kosmiczny Gwiezdnych
Braci, by ze swojego pokładu wyświetlić ten przerażający dla najeźdźców obraz
nad Warszawą, na widok którego natychmiast uciekli, uciekli w panicznym strachu.
Strachu podsycanym piorunującym wrażeniem.
No i w rzeczy samej
wrażenie było bardzo, bardzo piorunujące, ponieważ dziesiątki tysięcy wojaków armii
bolszewickiej w takim popłochu uciekało z pola walki, że dopiero pod Wyszkowem
nieco ochłonęli. Było też wiele opowieści naocznych świadków o obłędzie widocznym
w oczach bolszewickich wojaków, którzy ledwie mogli mówić o tym cudzie napotkanym
przez siebie ludziom. Tak więc przez dwie doby najeźdźcy nie mogli przyjść do
siebie - dzień i noc, dzień i noc.
Poniżej zamieszczamy
dodatkowy opis (poprawiony) tego tak wyjątkowego wydarzenia, jakie powinno być
dla nas następną lekcją na każdy następny dzień naszego życia.
Tutaj dodatkowy i bardziej
szczegółowy opis tamtych wydarzeń:
Wielki znak na niebie
Nie tylko Warszawa, ale
cala Polska modli się o ratunek. Na Jasnej Górze Episkopat Polski wraz z
tysiącami wiernych śle błagania do Królowej Polski. Nie ma świątyni, w
której by nie odprawiano wielogodzinnych nabożeństw błagalnych, a wszystko
w atmosferze ZAWIERZENIA losów bolszewicko-polskiej wojny naszej Pani i
Królowej.
Modlitwa tysięcy zjednoczonych
serc wyprasza cud - PRAWDZIWY CUD - ukazanie się Matki Jezusa.
Maria ukazuje się w postaci Matki Łaskawej -
Patronki Warszawy. Jest przecież z woli magistratu i ludu miasta tego
Patronką - Tarczą i Obroną, od 1652 roku. Matka Łaskawa pojawia się na
niebie przed świtem - monumentalna postać, wypełniająca swoją Osobą całe
ciemne jeszcze niebo. Ukazuje się odziana w szeroki, rozwiany płaszcz,
którym osłania stolicę. Zjawia się w otoczeniu husarii, polskiego
zwycięskiego wojska, które pod Wiedniem z hasłem „W imię Maryi” rozegnało
pogańskie watahy. Matka Jezusa trzyma w swych dłoniach jakby tarcze,
którymi osłania miasto Jej pieczy powierzone.
Panika bolszewików
Postać Matki Jezusa była widziana przez dziesiątki, lepiej
powiedzieć: setki bolszewików atakujących polskie oddziały w bitwie o
dostęp do stolicy. To pojawienie się na niebie wywołało wśród sołdatów
strach, przerażenie i panikę, której nie sposób opisać.
Naoczni świadkowie wydarzenia, zahartowani w boju, niebojący się
ani Boga ani ludzi, programowi ateiści, na widok postaci Maryi, groźnej
„jak zbrojne zastępy”, rzucali broń, porzucali działa, tabor, aby w
nieopisanym popłochu, na oślep, pieszo i konno, salwować się
ucieczką. Przerażenie, jakie wywołało ujrzane zjawisko i paniczny strach
były tak silne, że nikt nie myślał o następstwach ucieczki z pola walki -
karze śmierci dla dezerterów. Uciekinierzy poczuli się bezpieczni dopiero
w okolicach Wyszkowa i stąd - od ich słuchaczy - pochodzą pierwsze relacje
o tym wstrząsającym wydarzeniu.
Można ubolewać, ze fakt cudownej interwencji, łaskawej pomocy
Matki Niebieskiej, fakt oczywisty, znany i przyjmowany przez ludzi,
a relacjonowany przez dorosłych, żołnierzy, konsekwentnie przemilczano
zarówno w przedwojennej Polsce, jak i później, w czasach rządów
komunistycznych.
Niestety, również i teraz fakt ten jest pomijany milczeniem,
choć z zupełnie innych przyczyn. W sanacyjnej Polsce oficjalnie
podawana przyczyna Cudu nad Wisłą, czyli nagłego odwrotu zwycięskiej - do
tej pory - Armii Czerwonej spod bram Warszawy, był tylko geniusz Marszałka
Piłsudskiego.
(Jeśli już, to tutaj powinno być:
wojskowe umiejętności generała Tadeusza Jordana Rozwadowskiego).
Z kolei za rządów ateistycznych w komunistycznej Polsce, nie do
pomyślenia było nawet wspominanie o prawdziwym scenariuszu wydarzeń.
Ukazanie się Matki Jezusa widziane i relacjonowane przez naocznych
świadków, sowieckich żołnierzy, było przez historyków reżimu
zaszufladkowane jako przypadkowa gra świateł na niebie, pobożna maryjna
legenda, wymysł grupki pobożnych pań, a najczęściej w oficjalnych przemówieniach
komunistycznych władz pomijane całkowitym milczeniem.
Źródło: Cud nad Wisłą
A zatem paraliżujący
strach towarzyszył dezerterom, kiedy byli już daleko od Warszawy, kiedy się zbierali,
grupowali, porządkowali swoje oddziały, kiedy odpoczywali, kiedy spożywali
posiłki i spali. A kto wie, jakie koszmary jeszcze mieli, które nie pozwalały
im należycie wypocząć, wrócić do pełni sił, nękając dodatkowo umysł i ciało. Przecież
bolszewicy nie mogli spać snem sprawiedliwego.
A oprócz tego, to jest
bardzo prawdopodobne, że spotkało ich to, o czym mówi Biblia. I nie jest to
odosobniony przypadek, bo było wiele bitew wygranych przez tych, co mieli
wygrać dlatego, że Pan Bóg Jahwe przepełniał bojaźnią serca pokonanych. A jak trzeba,
to i całe zastępy Wojsk Niebiańskich, Wojsk Anielskich ruszają do boju i nie ma
wtedy takiej armii na świecie, co by pola dotrzymać im mogła.
Tylko niestety, Cud nad
Wisłą nie został powtórzony kilkanaście lat później… A właściwie, to
najwidoczniej nasz ówczesny rząd i nasz naród na to nie zasłużył, bo bardziej
zaufał zdradzieckim sojuszom i własnej, ludzkiej sile - głupocie. Przed II
Wojną Światową w 1939 roku polska armia liczyła 1 200 000 żołnierzy
(słownie: milion dwieście tysięcy), a więc zebrała rekordową ich liczbę. Jaki
był tego koniec? Zbędnym pisać…
Podobnie rzecz się miała
w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Polska znów szczyciła się jedną
z najliczniejszych i najlepiej uzbrojonych armii w Europie. A kiedy na początku
lat osiemdziesiątych został wprowadzony stan wojenny, to na nic się zdała ta
cała „nasza chluba”. Kiedy Świat Duchowy o czymś postanowi, to żadna siła tego
nie zmieni, a w najmniejszym stopniu siła człowiecza.
I nie możemy tutaj zapominać, że to na
nasze własne i tylko na własne życzenie spotkał nas taki los, bo zapomnieliśmy
o tym co najważniejsze. Zapomnieliśmy zwrócić się w pokorze, w czystości, w
uczciwości do Istot Duchowych z prośbą o pomoc, opiekę i powodzenie.
Czas udać się do Świata Ducha z prośbą o pomoc, bo sami przeciw
temu wszystkiemu już nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Cały ten fałsz tego
satanistycznego świata, świata umarlaków obrócił się przeciwko nam. Brak nam
sił i możliwości. Walczymy resztką sił i potrzebujemy dobrego, potężnego wsparcia
w naszym działaniu, życiu.
A najważniejsze jest to - jak powiedział sam Mistrz Jezus -
najlepszym ukoronowaniem, zwieńczeniem dla Niego, byłoby wprowadzenie w życie
tych nauk, zasad i prawd, jakie głosił w czasie swojego pobytu na Ziemi. Prawd
prawdziwej wiary w codziennym postępowaniu - praktyczne ich stosowanie. Nic
więcej, a to jednocześnie tak wiele i bardzo mało.
Czy naprawdę nie stać nas na ten tak niewielki wysiłek?
Wystarczy tylko miłość i szacunek do Ojca Niebieskiego i do każdego bliźniego.
Już zapomnieliśmy? Widocznie tak, więc pamięć zostanie nam przywrócona,
ponieważ z taką sklerozą dalej żyć już nie można.