
Kiedy mamy pieniądze, to bardzo łatwo powiedzieć, że nie są one
najważniejsze w życiu. Wtedy, z taką samą lekkością twierdzimy, że tak, jak
najbardziej - liczy się przede wszystkim wiara i miłość. Jednak wystarczy
pierwszy objaw zagrożenia utraty pieniędzy i już pojawia się przerażenie, bo za
co mamy żyć? Skąd wziąć pieniądze? Dlatego najczęściej ludzie mają potrzebę
posiadania materialnego zabezpieczenia i tej pewności stałych dochodów, by móc
wieść spokojne życie. Nie ma w tym nic złego, lecz jeśli popada się tutaj w
zakłamanie, gdyż mówi się jedno a robi co innego, to już jest dwulicowość.
Zawierzenie Opatrzności bez względu na wszystko, a zwłaszcza uniezależnione od
stanu posiadania, od zasobu gotówki jest prawdziwą wiarą i wolnością od dóbr doczesnych.
Wolność to też mocne słowo. Uwolnienie się od pragnień zaś to wyższy stopień wtajemniczenia.
Mieć mniej a wierzyć więcej, to można powiedzieć, że jest to swego rodzaju
następna próba, a różnych prób na ścieżce wiary naprawdę jest bez liku, nigdy
ich nie brakuje. Utarło się mówić, że jak ktoś nie ma pieniędzy to jest biedny.
Jednak jest to spłycone i często krzywdzące stwierdzenie. Brak pieniędzy to ich
brak, gdyż z bogactwem wewnętrznym nie mają one nic wspólnego. Właściwie to ich
nadmiar może tylko zaszkodzić, więc lepiej ich nie mieć, aniżeli na swoim duchu ponieść
szkodę. Z drugiej zaś strony to nic nie stoi na przeszkodzie, by połączyć jedno
z drugim. Trzeba tylko odpowiednio się do tego przygotować. A temu służy właśnie
wzmocnienie ducha, zahartowanie go w taki sposób, żeby w razie pojawienia się
dóbr doczesnych nikt z tego powodu nie zrobił sobie krzywdy.
.
I nie ma co narzekać na taki czy inny los. Skoro jest nam dane sprostać
określonym wyzwaniom codziennego życia, to przede wszystkim znaczy jedno, że
takie właśnie doświadczenia same i sami chcieliśmy zdobyć i te trudności
pokonać. A co najważniejsze, to wszystkie te przeszkody, na które natrafiamy są
do pokonania. Oczywiście nie jedynie przez nas same i samych, lecz tylko i
wyłącznie dzięki pomocy z Wysokości. Nie ma więc co rozpaczać, ale trzeba tylko
zacisnąć zęby i brać się do roboty, do tej roboty duchowej nad sobą. Jeśli
uzmysłowimy sobie, że na przykład będzie ciężko przez powiedzmy dziesięć lat a
potem to już wszystko ulegnie wyraźnej poprawie, no to wtedy łatwiej przetrwać
ten czas i z tym większą nadzieją czeka się na tę zmianę.
Jednakże trzeba tutaj zwrócić uwagę na coś bardzo ważkiego i ważnego. W
czasie próby są chwile, kiedy wszystko zaczyna się układać bardzo dobrze, by po
krótkim czasie znów popaść w kłopoty. Raz dzieje się źle, a następnie lepiej i
na odwrót. I to powtarza się wielokrotnie, czyli takie zmiany góra - dół. I
trzeba otwarcie przyznać, że to jest szczególnie trudne, gdy znajdując się w
dołku trzeba zachować hart ducha, nadzieję, ufność i po prostu zawierzyć, że
wszystko jest dobrze. A dlaczego jest dobrze? Dlatego, że właśnie w takich
chwilach największych trudności najlepiej duch się hartuje, nabiera odporności,
umacnia, wzrasta.
W materiałoznawstwie jest takie pojęcie, jak zmęczenie materiału. Żeby
sprawdzić co to znaczy wystarczy przeprowadzić małe doświadczenie. Potrzebny
jest jakiś nie za gruby drucik. Biorąc go w palce i szybko przeginając raz w
jedną, raz w drugą stronę wkrótce pęka, wyraźnie się przy tym nagrzewając.
(Palce muszą się ze sobą stykać.) Podobnie jest z duchem, jaki podlega właśnie
próbom, kiedy jest raz lepiej a raz gorzej. Wtedy taki duch najlepiej się
wzmacnia i jest niezawodny w chwilach największych doświadczeń czy różnych
pokus, gdyż chodzi właśnie o wytrwanie i pokonanie słabości. A im częściej się
one pojawiają, to tym więcej okazji do odniesienia zwycięstwa. No bo wiadomo:
trening czyni mistrza.
Co do nas, czyli mojej małżonki, synów i mnie, to wielokrotnie cierpieliśmy
z powodu głodu, niedostatku, bólu i upokorzeń. Los nam ich nie szczędził, lecz
jesteśmy mu też wdzięczni za lekcje, jakich nam udzielił i za tę zmianę naszego
postępowania. Teraz dane nam jest więcej rozumieć oraz inaczej patrzeć na wiele
spraw, jakie wcześniej wydawały się takie oczywiste, lecz teraz więcej takimi
wcale nie są. I wcześniej też już się nam nawet wydawało, że i sama śmierć
zagląda nam w oczy z powodu ciężkich doświadczeń, bo było z nami bardzo źle.
Jednak i wtedy pomoc przychodziła w najbardziej odpowiedniej chwili i jak
zwykle była najwłaściwsza. Biblia mówi, że zanim Pan Bóg wymierzy cios, to
najpierw opatruje rany. Dobrze jest się o tym przekonać na własnej skórze, na
własnej duszy.
Obecnie w dalszym ciągu wymaga się od nas posłuszeństwa, zaufania i pokory
wobec Istot Duchowych. Nie jest lekko, a to głównie z powodu tych zmian, bo
cały czas pojawiają się dni albo tygodnie, gdy jest łatwiej, by znowu za jakiś
czas przez długie tygodnie było gorzej. Czasami trwało to i całymi miesiącami, kiedy
sąsiedzi kupowali nam jedzenie, a to było nasze całe i jedyne utrzymanie. To wtedy
doszło do odłączenia nam prądu elektrycznego za niezapłacone rachunki, jak i do
gotowania na ognisku, bo nie mieliśmy za co kupić choć trochę gazu. Potem się poprawiło.
Nawet już myśleliśmy, że będzie znacznie lepiej, ponieważ moja umiłowana
małżonka podjęła pracę w fabryce, a mnie też dane było zarabiać w stolarni,
więc wydawało się nam, że teraz to już się nam zacznie lepiej układać, dużo
lepiej. Ale niestety, pomimo możliwości objęcia wyższego stanowiska, jakie
mojej żonie i mnie zaproponowano, wszystko spełzło na niczym. I znów byliśmy
pozbawieni stałego źródła dochodu.
Następnie przez bardzo długi czas były tylko lekcje języka angielskiego,
jakich udzielała moją żona. Bardzo skromnie, ale udawało nam się przeżyć.
(Tutaj żywność jest znacznie tańsza niż w Polsce, ale pomimo to 25 złotych na
tydzień, czy nawet pięćdziesiąt na cztery dorosłe osoby, to i tak niewiele.
Raptem złotówka albo dwie dziennie na osobę. A zdarzały się tygodnie, gdy było
tylko 14 złotych tygodniowo.) I tak byliśmy zadowoleni, bo jedliśmy trzy razy
dziennie po łyżce ugotowanej fasoli z trzema plackami, podpłomykami z
kukurydzy. A w tym celu, żeby uzupełnić witaminy i minerały, to dodawaliśmy
listki moringi, które są bogate zwłaszcza w wapń i żelazo.
Tak, doczekaliśmy się poprawy naszego położenia, kiedy okazało się, że moja
ulubiona teściowa (a ulubiona dlatego, że innej nie mam) wymagała opieki. Stało
się tak, że złamała rękę. Najpierw mieszkała z nami, a następnie moja żona
dojeżdżała do niej i przez pięć dni w tygodniu mieszkała z nią i jej pomagała.
Na mnie zaś spadł obowiązek prowadzenia domu, co nie było żadnym wielkim
wyzwaniem, bo swojej mamie od najmłodszych lat razem z bratem pomagaliśmy we
wszystkich pracach domowych.
Jednak po kilku tygodniach znów dołek, gdyż mamą żony zaczęła opiekować się
jej jakaś młoda znajoma. Później dochodziły nas słuchy, że to się ma zmienić,
ponieważ zaproponowano jej pracę, bo akurat skończyła studia. I tak się stało.
Zaczęła pracować, a moja małżonka znów powróciła do opieki nad swoją mamą. Tym
razem jednak z tą różnicą, że nie pięć dni w tygodniu, lecz tylko trzy. Takie
otrzymaliśmy wskazania i zalecenia. A chcąc w dalszym ciągu być posłusznymi postanowiliśmy
tak właśnie zrobić.
Oznaczało to dla nas mniej pieniędzy i ponowny powrót do skromniejszego
życia, ale nie było rady. Dużymi chwilami wytchnienia były też dla nas
pieniądze nadsyłane przez Jaskółki mieszkające w Anglii i SZA (USA).
Rzeczywiście, bardzo sobie cenimy tę pomoc, gdyż wystarcza na opłacenie
rachunków i zaspokojenie naszych zachcianek, takich jak przemożna chęć
posilenia się miodem albo kupienie jakiegoś placka, by pojeść coś ze słodkich
wypieków. Wiemy jednak, że i ta pomoc była nam okazaną za sprawą Istot
Duchowych, które mają przecież wpływ na ludzkie serca i są w stanie podsuwać
określone myśli, by skłonić kogoś do działania.
Jednak z tymi przesyłanymi pieniędzmi nie zawsze było tak różowo, a
właściwie z ich odbiorem, gdyż pewien usługodawca, zajmujący się właśnie
przekazywaniem pieniędzy sprawiał wiele kłopotów. Chodzi o to, że nazwisko
mojej małżonki jest podwójne, składa się ono z jej panieńskiego i po mężu.
Zresztą tutaj wszyscy mają dwa nazwiska, bo po obydwu rodzicach, tak jak
Rosjanie. Dlatego kiedy przychodziły pieniądze, a było podane tylko jedno
nazwisko, to nie chcieli nam ich wypłacić z powodu niezgodnych danych osobowych
odbiorcy. Wtedy nie pozostawało nam nic innego, jak prosić nadawcę o poprawienie
tej niedokładności, co nie zawsze mogło być zrobione od ręki. Tutaj głód nas
ponagla, a tam sprawy się przedłużają. W końcu szczęśliwie udało się wypłacić
przekaz, a w jednym przypadku to był prawdziwy cud, bo już straciliśmy
jakiekolwiek nadzieje na pomyślne załatwienie sprawy, gdyż pieniądze co prawda
były widoczne na stronie internetowej usługodawcy, że są gotowe do odbioru,
lecz u jego ajenta, czyli przedstawiciela już tego w systemie nie było. Często
zdarzało się, że aby podjąć pieniądze jeździliśmy do kilku różnych miejsc. Mało
pieniędzy, a tu trzeba jeszcze płacić za przejazdy. Jak trzeba to trzeba.
Złożyliśmy więc zażalenie. Moja żona napisała po angielsku do usługodawcy i
ku naszemu miłemu zaskoczeniu wkrótce otrzymaliśmy odpowiedź, że pieniądze są
do odbioru i wszystko jest dobrze. Jakoś nie za bardzo nas to nie ucieszyło,
gdyż walczyliśmy z tym przekazem i staraliśmy się go odebrać przez około trzy
tygodnie. A kiedy pieniądze mieliśmy już w ręku, to i tak trudno nam było w to
uwierzyć, że w końcu sprawa tak szczęśliwie się dla nas zakończyła. Była to dla
nas następna lekcja wiary, że trzeba ufać do samego końca.
Nie wiedzieliśmy tylko, że to nie koniec takiej huśtawki nastrojów. W
połowie minionego roku niespodziewanie otrzymałem zaproszenie do pracy w
charakterze tłumacza. Kilku pracowników miało przyjechać z Polski na szkolenie
do Meksyku, do miasta położonego nie tak znów daleko od tego, w jakim nam teraz
przeszło mieszkać. Sprawa była dla nich pilna i wydawało się, że to jest
kwestia zaledwie kilku dni, żebym został przez nich zatrudniony. Tak mi
powiedziano w rozmowie telefonicznej. Wszyscy w domu cieszyliśmy się bardzo na
tę nowinę i jak to bywa w takich przypadkach, wyobraźnia też dała o sobie znać
roztaczając przed nami piękne widoki nowych możliwości i nowego wręcz życia.
Tylko niestety, nagle przestano do nas pisać w tej sprawie, a wcześniej się
okazało, że jest opóźnienie, gdyż nie za kilka dni, ale za kilka tygodni, to
znaczy w końcu sierpnia. Potem powiadomiono nas o innym terminie, czyli miało
to być obowiązujące we wrześniu. W międzyczasie otrzymaliśmy potwierdzenie na
tak, że ta praca jest dla mnie, bo potrzebujemy tych fizycznych pieniędzy. I
cóż, niestety nic z tego nie wyszło. Jest już luty i żadnych wieści ze strony
pracownika fabryki w Meksyku.
I co my na to? Co do nas, to uważamy i zgadzamy się z tym, że Istoty
Duchowe mogą poddawać wszystkich wszystkim możliwym próbom duchowym i
fizycznym. A skoro tak, to znaczy, że nadal wszystko jest dobrze, ponieważ
gdybyśmy zawiedli, to te próby też by ustały w przypadku, kiedy byśmy nie dawali
żadnych nadziei Światu Duchowemu co do naszej dla niego przydatności. Przecież
w dalszym ciągu pracujemy bardzo ciężko, gdyż przede wszystkim nad sobą, a
także przepisując przekazy myślowe, przekładając je na język hiszpański oraz
dodając nowe wpisy, czym zajmuje się zarówno moja małżonka, jak i jej umiłowany
małżonek. A to wszystko na gruncie dalszego starania się, by sprostać następnym
duchowym wyzwaniom i nie tylko im, bo i tym bardziej przyziemnym również.
Właśnie wczoraj spotkała nas następna niespodzianka. Okazało się, że moja
małżonka ma ograniczyć swoje wyjazdy do jej mamy. Teraz ma to być dwa razy w
tygodniu, a nie trzy, jak do tej pory. Nie jest to dobra wiadomość, ponieważ
oznacza ona dla nas mniejsze pieniądze. Teraz to sześćset pesos tygodniowo,
czyli około stu dwudziestu złotych. Kiedyś byśmy się bardzo ucieszyli z takich
pieniędzy, ale teraz zmęczenie tym wszystkim coraz bardziej daje o sobie znać,
więc trochę nas to martwi. Tym bardziej, że skończyły się zamówienia na
dwudziestościany.
I też w minionym roku nieźle się z nimi zapowiadało. Po podaniu wiadomości
o ich wykonywaniu z miejsca zamówiło je kilka osób. Wszystko potoczyło się
bardzo sprawnie. Wpłaty za zamówienia docierały bez przeszkód i bez żadnych
kłopotów podejmowaliśmy pieniądze. Dwudziestościany zaś dane nam było wykonywać
sprawnie i dobrze. A ostatnie to już niemal doskonałe egzemplarze. Dawało nam
to naprawdę i wiele zadowolenia, i jeszcze więcej radości, gdyż mogliśmy się
przysłużyć innym osobom, potrzebującym Energetycznego Zabezpieczenia.
Ale cóż, skończyło się i to. I nie mamy najmniejszego powodu do narzekania.
Możemy się tylko cieszyć, że i temu z pomocą Istot Duchowych byliśmy w stanie
podołać, ponieważ na samym początku, kiedy zabieraliśmy się do wykonania
pierwszych brył i nie wiedziałem, jak sobie poradzić z tym wszystkim i z żalem
zarzucałem sobie, po co w ogóle się tego podjąłem i po co mi to wszystko.
Obawiałem się też i tego, że mogę sobie poucinać palce. Ściany brył są małe,
więc i odległości mniejsze, co wymagało trzymania drewienek blisko tarczy piły
w czasie ich przycinania. Na całe szczęście ani razu nawet się nie skaleczyłem.
A przy okazji, to teraz w domu mamy jedenaście dwudziestościanów. Dwa dodatkowe
podarowaliśmy mamie żony i jeden jest w domu jej brata.
Mama żony zastrzegła, że coś nam za nie zapłaci, bo wie, że są drogie, gdyż
pełnej kwoty nie jest teraz w stanie nam przekazać. Co do brata żony, to nie
wiemy jakie ma zamiary, czy nam zapłaci, bo jego mama bardzo chciała, żeby i u
niego była ta bryła. Niedomagają na zdrowiu, więc niech korzystają z dobrodziejstwa
tego cudownego urządzenia - tym bardziej moja ulubiona teściowa, bo jest dość
schorowaną osobą, ale trzyma się bardzo dobrze pomimo swych osiemdziesięciu
pięciu lat, jakie lada dzień szczęśliwie skończy. Wszyscy życzymy jej samych
błogosławieństw Ojca Stworzyciela Jahwe i wszystkiego dobrego. I nie tylko jej,
lecz i wszystkim naszym tak zwanym ziemskim krewnym, ponieważ naszą prawdziwą
rodziną są jedynie Istoty, z jakimi mamy więź duchową, więź jednomyślności i
rozumienia się bez słów.
I tak się właśnie sprawy mają. Pod względem pieniędzy nie za bardzo
ciekawie to wygląda, a od strony duchowej jesteśmy pewni swojego posłuszeństwa
i przynależności. Moja umiłowana małżonka już zapowiedziała swojej mamie o
ograniczeniu swoich przyjazdów, co przyjęła bez większych uwag. Powiedziała
tylko: „dobrze” pozostając milczącą, rozmyślając tylko co jest tego powodem.
Przecież płaci swojej córce za okazywaną pomoc i za tyle pracy, jaką wykonuje,
bo sprzątanie, pranie, zakupy, gotowanie, mycie, masaże, wspieranie. Często
żona wraca całkiem zmęczona po takim dniu, gdyż cały czas na nogach i w
pośpiechu, żeby ze wszystkim zdążyć.
A kiedy wraca do domu, to bardzo często siada przy komputerze i zaraz coś
pisze, gdyż ciągle dodaje nowe rzeczy na Cyfrarze, (blogu) jaką dane jej było
założyć, a teraz jest dane żeby prowadzić. Cały czas dążymy do sprzedawania
książek właśnie w Internecie. Jest już kilka. Z łaski Opatrzności są napisane w
języku hiszpańskim, polskim oraz angielskim. Razem z przekładami, to w sumie
siedem. No, ale gdyby z tego nic nie wyszło, albo sprzedałoby się zaledwie
kilka z nich to wiemy, że mamy się z tym pogodzić. Przecież od nas zależy
niewiele, a w niektórych duchowych sprawach zupełnie nic.
Skoro codziennie powierzamy się całkowicie Ojcu Stworzycielowi i oddajemy
się w Jego Boskie ręce, no to wszystko musi być bardzo dobrze i nie mamy
najmniejszego powodu ani do obaw, ani do narzekania, że coś jest nie po naszej
myśli. I właśnie całe szczęście, że nie jest po naszej myśli, ponieważ daleko
lepiej żeby to Jego doskonałe zamysły dochodziły do głosu w naszym życiu, gdyż
sami, to jesteśmy jak ślepi, którzy idą po ciemku w gęstej mgle. I jeśli ktoś
ośmiela się mówić albo myśleć, że coś wie, no to jest w wielkim błędzie. Lepiej
nic nie wiedzieć a ufać i zawierzyć, niż kierować się swoim błędnym
postrzeganiem otaczającej nas rzeczywistości, a w dodatku starać się samej i
samemu kierować się w tym chaosie, rozgardiaszu i zamęcie tak zwanym własnym
zdrowym rozsądkiem. A jeśli mimo wszystko tak, no to cóż… Życzymy powodzenia.
W naszym przypadku to wolimy pozostawać ślepi i nie zdawać się na własny
rozum w tej kwestii. Żyjemy naszym życiem i pozostajemy w tej rzeczywistości,
bo oto mamy następną lekcję do przerobienia. Mianowicie, z początkiem roku
sąsiedzi, od których korzystamy z Internetu płacąc im za to co miesiąc
uzgodnioną kwotę pieniędzy, podarowali nam swój odbiornik telewizyjny. Najpierw
spytali czy chcemy, gdyż jest zepsuty. Po jego włączeniu obraz zanika po kilku
minutach. Dźwięk jest nadal. Od razu przyszło mi na myśl, że to najpewniej są
kondensatory (pojemnościowce). Razem z małżonką poszedłem go obejrzeć i po
chwili mieliśmy go już u siebie. Sąsiedzi dali nam wolną rękę co do tego
odbiornika. Sami powiedzieli, że możemy go sprzedać albo zostawić dla siebie.
Możemy z nim zrobić co chcemy.
Minął tydzień, zanim mogliśmy sobie pozwolić na zakup nowych części.
Wydatek był niewielki, bo raptem niecałe sześćdziesiąt pesos (12 złotych).
Potem zabierałem się do niego jak pies do jeża, by go naprawić. W końcu się
przemogłem i jak umiałem najlepiej starałem się przelutować uszkodzone
kondensatory. (Pięć sztuk.) Lutowanie nie wyszło mi najlepiej (dwóch z nich),
ale co najważniejsze, to naprawa się powiodła. Uznaliśmy, że lepiej go sprzedać
i za te pieniądze zakupić sobie takie frykasy, jak na przykład coś do pieczenia
na ognisku, co tutaj nazywają polską kiełbasą. Niestety, oprócz nazwy niewiele
ma to wspólnego z tym wyrobem. Aha, i wspólnie z synami uzgodniliśmy, że do
tego jeszcze jakiś pyszny tort czekoladowy.
Nie ukrywam, że oczami wyobraźni już go widziałem, a podniebieniem już
czułem jego smak. Tylko, że znowu musimy cierpliwie czekać. Pewna znajoma
przyjechała po tygodniu od czasu, kiedy do niej napisaliśmy w tej sprawie. Od
razu chciała go kupić a jej syn również był tego samego zdania. Cenę podaliśmy
niską, więc tym bardziej było to na ich kieszeń. Powiedziała, że jadą załatwić
jakąś swoją sprawę i za dwie, trzy godziny przyjadą go kupić. I jak powiedziała
tak zrobiła, tylko z tą różnicą, że już nie miała pieniędzy, bo wszystko wydali
w sklepie.
Przeprosiła nas za to i poprosiła jeszcze, czy moglibyśmy zaczekać tydzień,
czyli do pierwszego lutego, ponieważ wtedy znów będzie mieć pieniądze. No
dobrze, zgodziliśmy się, bo co mieliśmy zrobić. Trudno, ponownie trzeba nam
czekać, a wyobraźnia dalej pracuje i jakoś nie pozwala zapomnieć o torcie…
Wreszcie nadszedł i jest pierwszy dzień lutego. Już się cieszę i zacieram
ręce, ale coś mnie tknęło, żeby do niej napisać i przypomnieć o naszym uzgodnieniu.
Moja małżonka już nie chciała się do tego wtrącać, bo ta znajoma to szczególny
przypadek, lecz wcale mi to nie przeszkadza, no bo ten tort i tak dalej… Szybko
odpisała, ale tylko mnie rozczarowała. Wyjaśniła, że zapomniała, a poza tym mieli
trochę nieoczkiwanych wydatków, więc może w środę. Uprzedziliśmy, że jeśli nie
ona, to chcemy ten odbiornik zaoferować jeszcze komuś innemu. Na to ona, że jak
najbardziej, żebyśmy z tym na nią nie czekali.
Skoro tak, to dobrze. Środa minęła, poczekaliśmy do soboty i nic. Akurat
następnego dnia moja żona wraz z jednym z naszych synów miała pójść do szkoły i
spotkać się z nauczycielem, żeby odebrać książki, jakie obydwaj synowie mają
przerobić, by przygotować się do sprawdzianu, więc skorzystała z okazji i powiedziała
o telewizorze. A jak potem mi opowiadała nauczyciel bardzo się ucieszył i od
razu chciał go kupić dla siebie. Cena bardzo mu odpowiadała. Powiedział tylko,
że porozmawia w domu, uzgodni i jeszcze tego samego dnia przyjedzie do nas by
go odebrać. Jakoś mina mi zrzedła, gdy to usłyszałem. Im więcej ludzie coś mówią,
tym mniej robią i mniej z tego wynika.
I niestety, (westchnąłem sobie pisząc to) wcale nie przyjechał. Nawet nie
zadzwonił, chociaż ma nasz numer telefonu. Dostał też karteczki z podanymi
danymi naszego odbiornika. Powiedział, że może przekazać, ale w sumie to nie
jest niepotrzebne, bo przecież go kupi… I co? No i nic. Mamy piątek (7-go) a tu
żadnych wieści od niego. Czy w takim razie możemy z tym coś zrobić? Wydaje mi
się, że niewiele, bo idąc dzisiaj rano do sklepu, (a wcześniej odprowadziłem
małżonkę na przystanek, co zawsze robię, jak jedzie do swej mamy) pomyślałem
sobie, by powiedzieć o tym odbiorniku jednemu znajomemu z tego sklepu. Tylko,
że akurat nie było go w pracy.
Wobec tego nie mam więcej pytań w tej sprawie. I w ogóle staram się mniej
oczekiwać, mniej sobie wyobrażać, chociaż w sumie to jakoś nie za bardzo mogę przeboleć
ten tort… Z drugiej jednak strony co się odwlecze to nie uciecze. A na razie to
dzięki tym wydarzeniom była okazja spisać te słowa, była okazja podzielić się
przemyśleniami i jest nadzieja na zrozumienie, na poddanie pewnych myśli innym
duszom, aby, być może dzięki temu, okazać im trochę wsparcia, otuchy, bo przecież
wiemy, że życie nas nie rozpieszcza. I
znów ta huśtawka nastrojów: nadzieje, zawiedzione nadzieje, oczekiwanie,
cierpliwość, otucha, smutek, zastanowienie, pokora, zamierzenie, przemyślenie,
trwanie.
Co do mojej umiłowanej małżonki zaś i naszych dwóch dzielnych, wspaniałych
synów, to najważniejsze, że jesteśmy razem i razem działamy będąc w Misji. Tak samo
razem podążamy tą samą ścieżką patrząc w tym samym kierunku, czyli myśląc
podobnie i dzieląc się swoimi spostrzeżeniami z tego wynikającymi. Wspólnie podejmujemy
decyzje, najpierw słuchając się Istot Duchowych a potem starając się wiernie według
ich zaleceń działać. Przecież wszystko jest dobrze, ponieważ i dziś oddaliśmy
się w ręce Dobrego Ojca Stworzyciela, więc o wszystko możemy być spokojni. W
gruncie rzeczy to zanim zdążymy o coś Go poprosić, to i tak to otrzymujemy,
gdyż to właśnie nasz Umiłowany Ojciec Jahwe zawsze wie najlepiej, czego nam
potrzeba i kiedy nam to podarować. A nam nie pozostaje nic innego, jak Jemu
okazywać zawsze swoją wdzięczność, bo tylko On jest godzien wszelkiej chwały,
nikt inny. Wiemy jednak, że przecież Ojciec na Niebiosach działa poprzez Swoich
Synów i Córki, opiekuje się nami korzystając z ich pomocy, za co również nasze
serca są przepełnione dozgonną wdzięcznością i miłością.
P.S. Już niedługo moja żona wraca od swej mamy, więc znów będą pieniążki. I
zapewne kluski lane jutro będą na śniadanie. Zresztą owsianką na wodzie też się
zajadamy. Wystarczy dodać troszkę wanilii, nieco śmietany i cukru, a do tego
orzeszki ziemne i domowy chleb z masłem - po prostu pycha.
* * *
Wyzbyć się pragnień, to znaczy przestać spodziewać się tego, żeby nasze sprawy
toczyły się po naszej myśli, i żeby ze wszystkim było tak, jak same i sami tego
chcemy. Przestać oczekiwać spełnienia się naszych zachcianek. Już nie liczyć na
to lub na tamto. Kto na coś liczy, to często się przeliczy. Zawierzenie Istotom
Duchowym to pewność, że wszystko zmierza we właściwym kierunku i zawsze
przebiega w sposób odpowiedni. Można się zastanawiać po fakcie, czy lepiej by
było, gdyby… Jednak to nie ma najmniejszego sensu. Tak właśnie musiało być i to
było najlepszym rozwiązaniem.
Wielu rzeczy nie wiemy, wielu nie rozumiemy. Dopiero w miarę upływu czasu
można je dostrzec we właściwym świetle i zrozumieć. Tak więc zaniechanie
natrętnego stawiania na swoim umożliwia dojście do głosu tej wewnętrznej
mądrości, intuicji, która zawsze, ale to zawsze ma rację. Trzeba się tylko
wyciszyć i przestać myśleć wyłącznie o sobie w tak zadufany sposób: co to nie
ja. Poskromić własne, wyolbrzymione „ja”, nie być samolubną, samolubnym oraz przestać
uważać się za kogoś najlepszego - to na dobry początek.