Ten obraz po raz pierwszy
obejrzałem kilka lat temu. Już wtedy na mojej żonie i na mnie wywarł bardzo
duże wrażenie. Z miejsca byliśmy przekonani o prawdziwości tych wydarzeń, jakie
zostały przeniesione na ekran. Niektóre rzeczy z pewnością zostały ubarwione,
lecz nie zmienia to faktu o przesłaniu jak najbardziej obowiązującym do chwili
obecnej. A zwłaszcza w tych dniach, bo widząc co się dzieje na całym świecie,
to chciałoby się wołać na ludzi od rana do nocy, by w końcu się opamiętali i
poszli po rozum do głowy, po człowieczeństwo do serca. Jednak nie będziemy o
tym szczegółowo pisać. Około miesiąca temu nabrałem ochoty na ponowne jego
obejrzenie. Lubię nastrój tego filmu, w którym razem z głównym bohaterem przemierzamy
różne koleje życia. Koleje życia prowadzące na samo dno osamotnionego zmagania
się z trudami codzienności, a następnie wiodące do odmiany tego życia nie do
poznania. I wcale nie chodzi tu o ukazanie drogi prowadzącej na wyżyny powodzenia
przeciętnego człowieka, jaki ma dużo pieniędzy. Liczy się coś o wiele, o wiele
bardziej ważnego. Liczy się to, że każda osoba, ale to każda bez wyjątku ma
bezpośrednią łączność z Najwyższym Stwórcą, tylko niestety nie jest tego na
ogół świadomą, a to za sprawą… No właśnie, za sprawą kogo lub czego? W sumie to
pytanie można skwitować krótkim „nie wiem”, albo można też zacząć doszukiwać
się tego prozaicznego powodu, w związku z którym utarło się błędne przekonanie,
że tak po prostu jest i nie da się z tym już nic zrobić.
.