Najpierw mamy wezbrany
potok uwielbienia dla ofiar zrywów niepodległościowych, wojen i prześladowań.
Następnie cały czas słyszymy o groźbie zbrojnej napaści od strony wschodniej
granicy Polski, a teraz dochodzi do tego obowiązkowe czytanie takiej książki,
co piętnuje i przedstawia w złym świetle zachowanie pana młodego na swoim
weselu, który zapomniał dać znać innym, żeby ruszyli do walki. Akurat poślubił
swoją wybrankę serca i od razu wielki dramat, bo z innymi nie poszedł na
śmierć. Na chłopski rozum, to wolał zostać w domu i cieszyć się życiem. I co w
tym złego!? Oczywiście, że nic, gdyż większym złem było wysłać na pewną śmierć
tylu wspaniałych ludzi wiedząc, że niczego, ale to dosłownie niczego nie
zwojują ani nie wywalczą. I jak byliśmy zniewoleni, to nadal tej upragnionej
wolności przecież nie mamy! Po dzień obecny nie mamy! A takie „patriotyczne
śpiewki” w wykonaniu obcych i niepolskich polityków, rozdawanie blaszek -
medali na lewo i prawo, są jedynie przygotowaniem, podpuszczaniem nas do
ruszenia na następną jakąś wojenkę, co znów nic nam nie da, a ponownie przysłuży
się możnym tego świata, bo tylko oni na tym skorzystają, osłabiając nas do tego
stopnia, że na długie lata nie zdołamy się podnieść z kolan. Ogłupiają nas na
każdym kroku, a my przyjmujemy to bez zmrużenia oka. Im mniej zdrowego
rozsądku, tym więcej oni się cieszą i zacierają ręce na myśl o nowych rzeszach
swoich niewolników.
.