Ciągle nie mogę się pogodzić
z powszechnym i tak nagminnym kaleczeniem naszego polskiego języka, ani z jego
tak bezmyślnym zaśmiecaniem jakimiś dziwnymi „anglikanizmami”, tudzież spolszczonymi
dziwadłami. Jest to głupotą, brakiem podstawowej przyzwoitości, a także zwykłym
lenistwem w okazaniu choćby odrobiny poszanowania pięknemu językowi ojczystemu.
W istocie, uważamy to za przejaw głupoty i lenistwa, lecz wcale nie chcę przez
to powiedzieć, że ze mnie to od razu taki wielki językoznawca, co w mowie i
piśmie owym orężem tak bezbłędnie a biegle włada. Wcale nie, chociaż bardzo bym
tego chciał. Niemniej jednak staram się nie popełniać podstawowych błędów (często
składnia i przecinki sprawiają mi sporo kłopotu), a zwłaszcza unikać niepotrzebnych,
bo obco brzmiących a tym bardziej żywcem przeniesionych z innej mowy wielu
koślawych wyrażeń, nijak nie pasujących do naszego języka. I nie chodzi tu
jedynie o ułatwianie sobie życia, o pójście na skróty - przede wszystkim te myślowe.
(Chociaż to też). Taka wszechobecna bylejakość bardzo dobrze współpracuje, współgra
z tym codziennym programowaniem nas na bezmózgowców, w czym oczywiście główne pomyje
powszechnego wprowadzania w błąd ma swój zasadniczy cel, cel jeden z wielu. I
oczywiście tym łatwiej wszystkie je osiągnąć, kiedy ludzki umysł jest wypłukany
do cna ze zdrowego rozsądku, a następnie zasypany trocinami po same brzegi.
Nawet do tego stopnia, że mamy tylko sieczkę w głowie. A wtedy to już nie ma
mowy o jakimkolwiek zrozumieniu nawet podstawowych spraw. Tym bardziej możemy też
zapomnieć o potrzebie doskonalenia się, gdyż na to nie pozwala nam już nasz
umysł, a zwłaszcza mózg, którego szare komórki stały się już tak nieurodzajne jak
najgorszy ugór, w ogóle nie nadający się do najmarniejszej uprawy. Ktoś się źle
bawi w przerabianie nas na prostackie roboty, wprawiane w ruch jedynie takimi
samymi prostackimi rozkazami.
.