Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nasi prześladowcy i
ciemiężyciele, a inaczej możni tego świata żywią się i posilają niską energią,
złymi uczuciami. A przy tej okazji robią wszystko dla zachowania swojej władzy,
do czego służy im również i kabała, lecz i ta energia cyfr wymyka się im spod
kontroli, bo coraz bardziej ta rzeczywistość nie układa się po ich myśli. (Na
przykład zmiana skali ocen w szkołach z pięciostopniowej do sześciostopniowej,
bo ich szóstka jest diaboliczna. I dlatego też większość drużyn sportowych
składa się z sześciu zawodników. W wielu przypadkach posługują się cyfrą 33,
która oznacza jeden z wyższych poziomów wtajemniczenia.) Tak więc bestia ryczy sobie
coraz to bardziej, gdyż pomimo ich szaleńczych starań i odrażających pomysłów
dalszego wprowadzaniu bałaganu, przeczącego Boskiemu Ładowi nie są w stanie w
pełni osiągnąć swoich podłych celów.
.
Niemniej jednak starają się w jak największym stopniu wykorzystać
tę resztkę czasu, jaka im jeszcze pozostała. A czas nagli, bo Planeta Nibiru
zbliża się coraz bardziej i podobno z bieguna południowego jest już
dostrzegalna gołym okiem. A zatem to prawdopodobnie kwestia kilku miesięcy,
kiedy dojdzie do przełomu i nasilenia Oczyszczania na Ziemi.
Tymczasem oni nie odpuszczają. W dalszym ciągu grają na naszych uczuciach,
starając się wyzwolić jak najwięcej tych najniższych, co trzeba przyznać nawet
im się udaje. Otóż, ostatnio dane mi było zauważyć ten zajadły język, jakim od
pewnego czasu zaczęli posługiwać się dziennikarze, zwłaszcza sportowi. W ich
sprawozdaniach coraz częściej używa się drastycznych i wielce przesadnych
określeń, jakie w ogóle nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości przez nich
opisywanej. Widocznie mają nakazane przedstawiać wszystko w takim tonie, jakby
dosłownie chodziło o walkę na śmierć i życie. Nie mówiąc już o tym, że ich
pisownia i słownictwo coraz mniej przypomina polszczyznę. (I coraz częściej nie
przebierają w słowach, używając tych niestosownych).
Do tego mamy żonglowanie statystykami, czy różnymi zestawieniami
dla osiągnięcia niezmiennie tego samego celu, jakim jest złoszczenie ludzi. Na
przykład w czasie mistrzostw Europy w piłce nożnej w roku 2016-tym, polskiej
drużynie pozwolono jeszcze trochę pograć, ale tylko tyle, żeby przypadkiem nie
doszła do meczu rozstrzygającym o mistrzostwie, meczu o mistrzostwo.
Później mieliśmy podejrzane i błyskawiczne windowanie polskiej
drużyny narodowej piłki nożnej w zestawieniu (rankingu) FIFA. Na tym nie
koniec, gdyż w losowaniu do mistrzostw świata w roku 2018-tym chyba po raz
pierwszy była ona rozstawioną wraz z innymi najlepszymi drużynami. A to
wszystko przy wyjątkowej histerii środków masowego przekazu, jakie rozpływały
się w pochwałach i prognozach, podgrzewając do czerwoności płonne nadzieje
kibiców na medalowe osiągnięcie polskich kopaczy piłki. A zatem najpierw ponad
miarę rozbudzone nadzieje, a później wielkie nic. Tym większe rozczarowanie im
większe wcześniejsze wychwalanie. A ludzie? Cóż, rozgoryczenie, rozpacz i
złość. Ale przecież „łączy nas piłka”. Tylko w czym? Chyba jedynie w tym co
najgorsze, bo we wspólnym wyzwalaniu samych najgorszych uczuć. I jeszcze to
uwikłanie w wyniki, w żądzę zdobywania jak największej liczby medalów,
najlepiej samych złotych, do których choćby i po trupach, a przynajmniej po
zdrowiu i po wszelkich zasadach przyzwoitości, gdyż o uczciwości, to szkoda pisać,
bo naprawdę nie ma już o czym gadać. No i pieniądze, bo te to już w ogóle
szczyt marzeń wielu takich duszyczek.
I w sumie tak samo jest z każdą inną dyscypliną sportową.
Bardziej gra się na uczuciach ludzi niż w piłkę: podłużną, nożną, wodną, albo uderzaną
kijami, tak krążek w hokeja na lodzie. To samo jest z siatkówką. Po niedawnych
wybrykach polskich siatkarzy, którzy po skończonym meczu zaczepiali Persów nie
mogłem oprzeć się wrażeniu, że ktoś im tak kazał i ta cała wrogość jest im
narzucona. A przecież Słowianie i Persowie to odwieczni przyjaciele, bracia.
Nigdy ze sobą nie walczyliśmy, a w dodatku Polacy w Iranie znaleźli schronienie
i swój drugi dom w czasie ostatniej zawieruchy wojennej. Jednak, jak widać, dla
nich to bez najmniejszego znaczenia.
Dlatego to przestałem już oglądać jakiekolwiek mecze. A ci niby
polscy siatkarze byli kroplą przelewającą czarę goryczy i rozczarowania. Nie masz bowiem już czystości, prawości,
szlachetności ani uczciwości w tym całym sporcie. Stał się on jedynie następnym
niecnym narzędziem upodlania ludzi. Również i poprzez sport ten chory system
pragnie zachować swą władzę. I nie jest żadną tajemnicą, że nawet sędziowie są
do tego wykorzystywani. Takie niewinne zdawałoby się wypaczanie przez nich
wyników też służy temu samemu. Gorsze jest jednak to, gdy dzieje się to z
jawnym naruszeniem przepisów, bo okazuje się, że ostatnio to sędziowie coraz
częściej je łamią niż same zawodniczki czy zawodnicy. A to tym bardziej
denerwuje kibiców, kiedy jest to takie jaskrawe naruszenie zasad, bo nikt się z
tym nie kryje. Zupełnie jakby sobie drwiono z uczciwości. A to jest następne
ryczenie bestii.
Tutaj z kolei na myśl przychodzi mi taki oto przykład. Jak
powszechnie wiadomo Robert Kubica jest niezwykle uzdolnionym kierowcą
wyścigowym. Akurat w tym roku nie był w stanie tego potwierdzić, bo wyścigówka,
jaką mu dali zupełnie na to nie pozwala, uniemożliwiała. Oprócz tego ten
człowiek zasługuje na najwyższe uznanie przede wszystkim z racji tej, że się
nie załamał, nie poddał, lecz przezwyciężył swoje słabości, pokonał wszelkie
obawy i okazał niezwykły upór, wytrwałość w dążeniu do celu, co jest dowodem
wyjątkowego hartu ducha. Już samo to wystarcza, by mieć dla niego najwyższe uznanie,
tak jak dla każdej innej osoby odnoszącej zwycięstwo nad swoją chorobą,
ułomnością lub brakiem pełnej sprawności, albo zwyczajnie pokonującej
przeciwności codziennego znoju życia.
Myślę, że wielu ludzi o tym zapomina, albo wręcz nie wie, co to
znaczy zmagać się z bólem, cierpieniem, słabością, zniechęceniem, brakiem
pełnej sprawności i codziennymi trudnościami z tego wynikającymi, a to przez
długich, bardzo długich osiem lat. Osiem lat codziennego pokonywania samego
siebie, przezwyciężania i nie poddawania się. (Oczywiście, sam to nie byłby w
stanie uczynić niczego, ponieważ jedynie dzięki pomocy Istot Duchowych miedzy
innymi takie rzeczy są w ogóle możliwe).
A w zamian tego wylewa się lawa nienawiści domniemanych znawców
wszystkiego, zwłaszcza sportów motorowych, bo on nie odnosi zwycięstw i słabo
jeździ. Niech w takim razie każda osoba, która tak beszta z błotem tego
kierowcę sama najpierw przejdzie przez to samo co on, a dopiero potem zajmie
głos w tej sprawie. Ciekawe ile z tych osób potrafiłoby znieść to wszystko, a
ile poddałoby się po napotkaniu pierwszych trudności, nawet tych najmniejszych?
Ciekawe… Tym bardziej, kiedy całe dotychczasowe życie sypie się jak domek z
kart, ogarnia czarna rozpacz i w jednej chwili przekreślone są wszystkie wcześniejsze
dążenia, nadzieje, piękne marzenia, zamierzenia - włącznie z tymi, że przed tym
wypadkiem Robert Kubica miał już podpisaną wstępną umowę z Ferrari i po tym
nieszczęśliwym wyścigu, który miał być już jego ostatnim w owym roku
współzawodniczenia, nic nie stało na przeszkodzie, by dołączyć do Fernando
Alonzo i ścigać się jako kierowca tego właśnie zespołu.
Natomiast wracając do wielce nieprzychylnych uwag, jest to wręcz
ogrom nienawiści, złości skierowanej przeciw temu tak niezwykle pracowitemu
człowiekowi, bo właśnie praca nad sobą najwięcej kosztuje. (Co prawda, to od
czasu do czasu pojawiają się jakieś pojedyncze przychylne mu wpisy, ale są to bardzo
odosobnione przypadki.) Tak więc Robert Kubica już nic nie musi udowadniać, bo
dokonał rzeczy nadzwyczajnej: ponownie wrócił do ściganie, co zdaniem wielu
było niemożliwe, gdyż od razu i bezpowrotnie go przekreślili. Inna sprawa, że
teraz jest wykorzystywany w tej grze, bo przecież to nic trudnego dać mu
najgorszy sprzęt i niech wygrywa.
A on to wszystko jeszcze znosi i dalej jeździ, dalej się ściga.
Tutaj też warte zastanowienia jest to, ilu kierowców by wytrzymało na jego
miejscu i od razu nie dało by sobie z tym spokoju, rezygnując z byle jakiego
powodu. I jeszcze gwoli przypomnienia. (Poniższa wypowiedź jest użytkownika morbus-nascentiae,
z dnia 30-go września 2019-go. Trochę spolszczona, ale nie zmieniona).
Krótka
ściągawka dla tych, którzy są tutaj nowi.
1. W swoim trzecim wyścigu w Formule 1 Robert Kubica zajął trzecie miejsce.
2. W najlepszym razie trzecim w stawce samochodem wygrał wyścig w Kanadzie i zajmował po nim pierwsze miejsce w klasyfikacji ogólnej. Potem zespół BMW Sauber zaprzestał rozwoju wyścigówki na ów sezon, ale mimo to Robert Kubica zajął czwarte miejsce w ostatecznym zestawieniu, a do trzeciego zabrakło mu jednego punktu.
3. Był wyraźnie lepszy od każdego kierowcy w swoim zespole, między innymi Heidfelda, który był kandydatem do Mercedesa zamiast Bottasa. Z pozostałymi wygrywał miażdżąco. Pietrow nie wygrał z nim bodajże ani jednych kwalifikacji.
4. Jego okrążenie kwalifikacyjne z Monaco, podczas którego ponad 20 razy prawie ocierał się o betonową bandę, wiele osób uważa za najlepsze w całej historii tego sportu.
5. W zawodach młodzików regularnie pokonywał wszystkich swoich rywali we wszystkich seriach, w tym i Hamiltona.
6. W przeprowadzanych próbach na refleks w specjalnym symulatorze też był najlepszy, osiągając 100% skuteczności.
7. Jest autorem niesamowitej serii siedmiokrotnego wyprzedzania na siedmiu kolejnych okrążeniach ulicznego toru w Singapurze.
8. Już po wypadku z miażdżącą przewagą zdobył mistrzostwo świata w serii WRC2 w swoim pierwszym pełnym roku wyścigów.
9. W tym sezonie był wyraźnie lepszy od Russella na torze w Monako, na którym w powszechnej opinii umiejętności kierowcy odgrywają największą rolę.
10. Williams sam przyznawał, że na początku sezonu Robert Kubica miał gorszy samochód. Do chwili obecnej krążą pogłoski, że Russell dostawał ten sam silnik, co Hamilton i Bottas, a Robert Kubica gorszy. I wreszcie: w Internecie jest filmik, na którym widać, że samochód Russella zachowuje równowagę (jedzie jak po szynach) na zakrętach i dohamowaniu, a Roberta Kubicy nie.
1. W swoim trzecim wyścigu w Formule 1 Robert Kubica zajął trzecie miejsce.
2. W najlepszym razie trzecim w stawce samochodem wygrał wyścig w Kanadzie i zajmował po nim pierwsze miejsce w klasyfikacji ogólnej. Potem zespół BMW Sauber zaprzestał rozwoju wyścigówki na ów sezon, ale mimo to Robert Kubica zajął czwarte miejsce w ostatecznym zestawieniu, a do trzeciego zabrakło mu jednego punktu.
3. Był wyraźnie lepszy od każdego kierowcy w swoim zespole, między innymi Heidfelda, który był kandydatem do Mercedesa zamiast Bottasa. Z pozostałymi wygrywał miażdżąco. Pietrow nie wygrał z nim bodajże ani jednych kwalifikacji.
4. Jego okrążenie kwalifikacyjne z Monaco, podczas którego ponad 20 razy prawie ocierał się o betonową bandę, wiele osób uważa za najlepsze w całej historii tego sportu.
5. W zawodach młodzików regularnie pokonywał wszystkich swoich rywali we wszystkich seriach, w tym i Hamiltona.
6. W przeprowadzanych próbach na refleks w specjalnym symulatorze też był najlepszy, osiągając 100% skuteczności.
7. Jest autorem niesamowitej serii siedmiokrotnego wyprzedzania na siedmiu kolejnych okrążeniach ulicznego toru w Singapurze.
8. Już po wypadku z miażdżącą przewagą zdobył mistrzostwo świata w serii WRC2 w swoim pierwszym pełnym roku wyścigów.
9. W tym sezonie był wyraźnie lepszy od Russella na torze w Monako, na którym w powszechnej opinii umiejętności kierowcy odgrywają największą rolę.
10. Williams sam przyznawał, że na początku sezonu Robert Kubica miał gorszy samochód. Do chwili obecnej krążą pogłoski, że Russell dostawał ten sam silnik, co Hamilton i Bottas, a Robert Kubica gorszy. I wreszcie: w Internecie jest filmik, na którym widać, że samochód Russella zachowuje równowagę (jedzie jak po szynach) na zakrętach i dohamowaniu, a Roberta Kubicy nie.
Jest takie powiedzenie, że talent, uzdolnienia mieszkają daleko
i tylko pracowitość wie gdzie.
Co do samych wyścigów Formuły Jeden (jaka szumna nazwa), to tak
jak w przypadku większości dyscyplin sportowych i wszystkich wyścigów są to
pieniądze dosłownie puszczone z dymem, z dymem zarówno spalonego paliwa jak i
zużytych opon. Nie dość, że się ogłupia rzesze ludzi, to korzysta się z okazji
żeby jak najbardziej zatruć Przyrodę i samą Ziemię. Chodzi o to, że jednorazowe
przewiezienie wieloma samolotami tego całego bałaganu F1, czyli wszystkich
zespołów, „inżynierów”, szefów, wyścigówek, części zamiennych, wyposażenia,
narzędzi z jednego miejsca na drugie, to większe psucie powietrza i więcej
dymu, niż są w stanie wydzielić wszystkie wyścigówki w czasie wszystkich
wyścigów, odbywających się w ciągu całego roku. I jeszcze ten harach, gdyż
każde państwo przeprowadzające takie imprezy płaci czterdzieści milionów
dolarów za możliwość swego rozsławiania. (Promowania). „No cóż, przecież trzeba
zaistnieć w „wielkim świecie”. I niech nikt przypadkiem nie waży się z tym
skończyć a zaoszczędzone dzięki temu pieniądze przeznaczyć choćby na rozwój
samochodów wykorzystujących energię słoneczną. Wszystko, tylko nie to! W
dodatku opłacanie sportowców to nie pieniądze wyrzucone w błot, bo to najwięksi
wyczynowcy, sami mistrzowie świata”.
Tylko szkoda, że ani jeden sportowiec, czy to kobieta czy
mężczyzna nigdy nie powiedziała ani nie powiedział, Komu tak naprawdę zawdzięcza
swoje osiągnięcia, dobre wyniki, mistrzostwo. Nikt spośród nich ani razu nie
wyraził swej wdzięczności ani nie oddał chwały Ojcu Stworzycielowi za to
wszystko, co dobrego ich spotkało, a zwłaszcza za bezpieczeństwo i zdrowie.
Przynajmniej o tym nie słyszałem, ani nigdzie się nie doczytałem. Jakoś tak „samo
się dzieje”, że cała uwaga skupiana jest jedynie na „własnych” osiągnięciach,
bo przecież pychą, zarozumiałością a zwłaszcza własnym ja trzeba nadąć się de wszelkich
granic. I najlepiej do granic niedorzeczności i śmieszności, nagminnego przekraczania
których ci „wspaniali” wyczynowcy dostrzec jakoś nie potrafią.
Wymownym jest też fakt braku jakichkolwiek korzystnych wpisów
dotyczących wytwarzania butów dla polskich skoczków narciarskich przez rodzime
przedsiębiorstwo, o czym wczoraj mogliśmy przeczytać na jednej ze sportowych
stron internetowych. Zastanowiło mnie, dlaczego nie było ani jednej dobrej
oceny, dobrej wypowiedzi na ten temat. Ani jednej… Tak ciężko przychodzi nam
wyrazić coś dobrego, coś przychylnego o innych? Bo kiedy pojawiły się
zapowiedzi dotyczące właśnie takiego zaopatrywania się u polskiego wykonawcy,
to z miejsca pojawiły się same nieprzychylne wpisy wieszczące całkowite
niepowodzenie tej całej sprawy. Jak łatwo dać upust swoim żalom, smutkom, a
nawet swemu rozgoryczeniu. Widocznie ci wszyscy, co tak robią dali się porwać
nurtowi nienawiści, uwolnionemu i podtrzymywanemu przez ten zakłamany system.
Zakłamany do tego stopnia, że nie waha się uśmiercać swoje
wierne kukiełki spośród polityków kiedy uzna, że są nieposłuszne lub zbędne. A
jak trzeba to nie cofa się przed zgładzeniem znanych piosenkarek i piosenkarzy,
aktoreczek i aktorków. Czasem im bardziej to rozgłasza, to okazuje się, że wcale
tak nie jest, bo ci, co niby odebrali sobie życie albo przedawkowali, to
okazuje się, że dalej sobie wiodą spokojne życie gdzieś na uboczu tej
rzeczywistości. I prawdą jest, że Elvis Presley nadal żyje. Widocznie trzeba go
było uśmiercić, żeby w ten sposób wiele młodych kobiet doprowadzić do
popełnienia samobójstwa i rozlać jak największą powódź żalu, rozpaczy i smutku.
To ich sprawdzony i wypróbowany sposób. Tak było choćby z jednym takim, o
nazwisku Rudolph Valentino, okrzykniętym pierwszym
gwiazdorem Hollywood. Po jego odejściu przeszła spora fala samobójstw nie tylko
w SZA, lecz i w Europie.
No i jeszcze następnym skowytem potworności tego systemu jest
zamęczanie zwierząt. Właściwie ubój wszystkich zwierzątek, jakie trafiają na
nasze stoły odbywa się z zadawaniem im bólu i powolnej śmierci. A kiedy
zwierzątka wiedzą, że umierają cierpią, wydzielając przy tym trujące związki
chemiczne, jakie zatruwają ich pozostałości, które z kolei sami spożywamy. Nie,
nie chodzi tu o to, żeby się bać, (o tym, to już pisaliśmy) lecz żeby zdać
sobie sprawę z ogromni nikczemnego postępowania tych, od których to wszystko
zależy, bo nie dość, że zamęczają zwierzęta, trują ludzi, to oprócz tego
starają się obniżać wibracje Ziemi.
A to dlatego, że zwierzęta mają wielki wpływ właśnie na
częstotliwość drgań naszej Planety. Oczywiście nie jedyny, ale wpływ znaczny,
gdyż zwierzęta bezpieczne, spokojne, szczęśliwe i zdrowe poprawiają pole bioelektryczne
również i nasze, każdego człowieka.
Widać więc, że oni wykorzystują każdy, ale to każdy sposób bez
wyjątku do tłamszenia Życia i uczynienia, a właściwie utrzymywania piekła na
Ziemi. I cały czas ta zakłamana rzeczywistość żeruje na naszej niewiedzy. Im
gorzej dla nas, tym lepiej dla nich. Ale na całe szczęście to wszystko tylko do
czasu.
Tak, jesteśmy niezmiennie i święcie przekonani, że to tylko do
czasu, bo ten wielkimi krokami się zbliża i nastąpi jego zmiana. Czas to też Energia
i również ulega przeobrażeniu, przemianie. Energia się przekształca, a wszystko
wraz z nią także ulega zmianie. Może te zmiany nie są jeszcze tak bardzo
widoczne, lecz z całą pewnością już zachodzą i coraz bardziej dają o sobie
znać. A wszyscy ci, co myślą i mają dobre serca niczego rzecz jasna obawiać się
nie muszą. Gorzej zaś dla tych, co są pogrążeni w ciemnościach i nie chcą
rozstać się z tym systemem, kurczowo się go trzymając i ziejąc nienawiścią… Ale
to już ich zmartwienie.