Prawdopodobnie większość
z nas miała tę prawdziwą przyjemność spróbowania kiedyś jakiegoś smakowitego
przysmaku domowej roboty, zachwycając się nim i wychwalając jego niezaprzeczalne
a liczne walory - smak, wygląd, zapach, podkreślając jednocześnie jaki jest
zdrowy i pożywny, dzięki użyciu naturalnych składników i braku konserwantów,
ulepszaczy, chemicznych dodatków smakowych i barwników (oczywiście
„identycznych” z naturalnymi). Wiele też razy, będąc dziećmi, słyszeliśmy
rozmowy rodziców o jakimś solidnym wyrobie rzemieślniczym codziennego użytku, z
jakim nie może się równać żaden fabryczny. A teraz, będąc dorosłymi, też nam się
zdarza (niestety coraz rzadziej) wychwalać jakiś przedmiot z racji jego
wysokiej jakości i porządnego wykonania. Można powiedzieć, że większość obecnej
produkcji, to nie to samo co solidna rzemieślnicza robota sprzed lat. A sama
jakość tego wszystkiego, co się dzisiaj produkuje, pozostawia bardzo wiele do życzenia.
.
Czasem można odnieść nieodparte
wrażenie, że ta współczesna produkcja jest obliczona i ukierunkowana na
wytwarzanie jak największej ilości śmieci, których zadaniem jest zaśmiecanie,
zatruwanie i uśmiercanie Matki Ziemi, jak również i nas samych. Do nabrania
takiego podejrzenia skłania fakt niepohamowanego wręcz upowszechnienia i
wykorzystywania na szeroką skalę najróżniejszych technologii bardzo szkodliwych
dla środowiska naturalnego. Jeździmy samochodami trując spalinami. Korzystamy z
telefonów przenośnych pozbawiając się zdrowia i uśmiercając owady. Kupujemy
żywność w opakowaniach jednorazowych, jakie potem zakwaszają ziemię, a także
milionami ton trafiają do mórz i oceanów. Kupujemy rzeczy, produkcja których
okupiona jest cierpieniem i śmiercią zwierząt. Obojętnym stało się dla nas powolne
uśmiercanie tej Planety w imię zdobywania „dóbr” codziennego użytku, w czym
żądza pieniądza paląca żywym ogniem skutecznie nam pomaga.
Doszło więc do tego, że
wszędzie tam, gdzie tylko pojawia się ta szeroko rozumiana cywilizacja, ma
miejsce zniszczenie i śmierć. Przecież to „cywilizacja” powoduje wycinanie lasów,
budowanie betonowych pustyni miast, wylewanie bitumicznej mazi wstęgą szos i dróg,
a także oplatanie Ziemi pajęczyną kabli i siecią przeróżnych fal radiowych, telewizyjnych
i nie wiadomo jeszcze jakich. W dodatku przybywa cmentarzysk fabrycznie nowych
samochodów oraz budowane są nowe miasta widma z budynkami mieszkalnymi, użytku
publicznego, biurowcami, ulicami ładnie pomalowanymi i w dodatku z pełnym oświetleniem.
Brakuje tylko nieodzownych reklam. A jakby tego było jeszcze mało, to
najróżniejsze satelity zaśmiecają coraz bardziej naszą najbliższą przestrzeń
kosmiczną.
I tak oto - w rytmie
częstotliwości najróżniejszych fal, wysyłanych przez wszelkiego rodzaju urządzenia
(to prawdziwy cud, że jeszcze od tego nie świecimy) - monotonnie toczy się to nasze
„nowoczesne życie”, które pozbawia nas obszarów, na jakich występują gleby najwyższej
klasy i najbardziej żyzna ziemia. A tym samym takie „życie” pozbawia nas zdrowej
żywności, żywej wody, czystego powietrza, a w końcu zdrowia i samego istnienia.
Bez najmniejszych przeszkód postępuje lawinowo zasklepianie porów Ziemi -
żywego organizmu, który coraz gorzej to znosi. (Do czasu).
Głęboko w pamięć zapadła
mi pewna kreskówka, jaką dane mi było obejrzeć będąc jeszcze dzieckiem. Jej
bohaterem był mały bobas. Nudził się w pustej przestrzeni i nie miał swojego
domu. Nagle jego oczom ukazała się cudowna, Rajska Planeta. Cała była spowita
piękną roślinnością i obfitowała w wiele dorodnych, wspaniałych i dojrzałych
owoców. Bobas popędził do niej najszybciej jak mógł, a ona powitała go z
otwartymi ramionami, jak swojego najbardziej dostojnego i wyczekiwanego gościa.
Dała mu schronienie i pożywienie.
Jednak ta beztroska harmonia
nie trwała zbyt długo. Nasz bohater niespodziewanie odkrył inne przeznaczenie
winogron. Całymi garściami wyciskał z nich sok, napełniając nim butelki, z
których bez umiaru raczył się młodym winem. A kiedy był pijany, rzucał pustymi
butelkami po całej Planecie, które z miejsca zamieniały się w fabryki z
dymiącymi kominami oraz w zatłoczone samochodami autostrady, ziejące spalinami.
Nie zwracając na to najmniejszej uwagi a znajdując się w ślepym amoku upojenia zdradliwym
napojem, co przy zachowaniu umiaru wcale takim nie jest, zapamiętale i na oślep
ciskał dalej butelkami w różne strony swego domu, plugawiąc go i
zanieczyszczając niemiłosiernie. A Planeta, co niegdyś tak piękną przecież była,
zmieniła się teraz nie do poznania. Nie było już ani śladu po jej bujnej
roślinności ani po wspaniałych owocach, co na niej rosły w takiej obfitości.
Wszędzie tylko bród i spaliny. Długo tego nie wytrzymała. Korzystając z
pierwszej dogodnej okazji natychmiast porzuciła małego bobasa i czym prędzej
uciekła.
Kiedy po bezmyślnym
zamroczeniu alkoholem maluch w końcu odzyskał świadomość i dotarło do niego, że
znów jest sam na tym świecie, natychmiast rozpoczął poszukiwania swojej tak
pięknej kiedyś dawczyni życia. Sporo czasu upłynęło nieodpowiedzialnemu brzdącowi
na daremnym szukaniu. Aż pewnego razu, gdzieś wśród odległych chmurek dojrzał
tę samą Planetę.
A gdy ona tylko
dostrzegła, że znów się do niej zbliża, zaczęła przed nim szybko uciekać i czym
prędzej się chować, bo znów była piękną i dorodną jak na początku opowieści i dobrze
zapamiętała ogromną krzywdę wyrządzoną jej przez tego małego człowieczka. Jednak
bobas nie dawał za wygraną i wytrwale za nią podążał. W końcu Planeta dała za
wygraną i pozwoliła mu się dogonić. Maluch nie posiadał się ze szczęścia i
radości. Serdecznie objął Planetę i z dziecinnym uśmiechem, a także ze
wzruszeniem i troską na swojej buzi mocno się do niej przytulił, jakby chciał ją
zapewnić, że teraz wie doskonale jak swoją Rajską Planetę traktować, żeby tak
okrutnie więcej jej nie skrzywdzić…
Czy same i sami
wykorzystamy tę szansę, żeby się poprawić i naprawić wszystkie, tak liczne
krzywdy, wyrządzone Matce Naturze i Matce Ziemi?
Czas najwyższy, ponieważ
jak na razie, to zatrzymaliśmy się na wykorzystywaniu trujących technologii
oraz na prymitywnym pozyskiwaniu energii z paliw kopalnianych. Cywilizacja, jaką
tak bardzo lubimy się szczycić, to nic innego jak koszmarna plaga rozlewająca
się bez opamiętania po całej Ziemi w imię „postępu i dobrobytu”, a tak naprawdę
w imię niewolniczego i głupiego, słabego i zapatrzonego służalstwa bożkowi tego
świata, potężnemu dzięki nam pieniądzu. I dopóki nie straci on swojego
tymczasowego panowania, to w dalszym ciągu będziemy tkwić w tym całym
bałaganie.
Odeszliśmy od Natury. Zapomnieliśmy o jej świętych prawach,
depcząc je na każdym kroku swego „rozwoju cywilizacyjnego”. Uśmiercamy świat
fauny i flory, nie oszczędzając przy tym wody, powietrza i ziemi, bo także i je
uśmiercamy, a ostatecznie i samych siebie. Ta prymitywna cywilizacja, jaką
nieporadnie zbudowaliśmy z karłowatych myśli poddanych żądzy władzy pieniądza,
stała się przede wszystkim mrocznym narzędziem zniszczenia i jest niczym
szalejąca zaraza uśmiercająca wszystko dookoła. Jest jak robak drążący zdrowy,
dojrzały owoc, jakim jest ta cudna Planeta.
Wszędzie tam, gdzie pojawia się „cywilizacja” dochodzi do
zachwiania, a wreszcie i do zniszczenia naturalnego stanu równowagi. Betonem i
asfaltem zasklepiamy pory żywego organizmu, jakim jest Matka Ziemia. Dusimy ją spalinami
samochodów i wyziewami śmiercionośnego przemysłu, przede wszystkim
petrochemicznego. Jesteśmy współwinne i współwinni tej straszliwej zbrodni,
ponieważ posługujemy się wszystkimi szkodliwymi dla Natury technologiami, z
których tak ochoczo i z wielką uciechą korzystamy. Żeby daleko nie szukać
wystarczy podać przykład tak powszechnych i „nieodzownych” telefonów przenośnych - komórkowych.
W imię „lepszego życia” puściliśmy się pędem do miast. Tam miało
czekać na nas szczęście i dobrobyt. Jednak masowa ucieczka ze wsi do miast objawia
się coraz większą niestrawnością miastowego życia, a raczej marnej egzystencji
pozbawionej kontaktu z Naturą. Nastąpił wielki rozrost miast, jaki wydaje się
nie mieć końca. Doszło już do takich niedorzeczności, że mało prawdopodobna do
niedawna teoria przeobrażenia całego świata w jedno wielkie miasto - betonową
pustynię - zaczęła ostatnio stawać się coraz bardziej prawdopodobna. Chyba
wszyscy to wyraźnie widzimy, jak podmiejskie miejscowości, nawet te dość odległe
od miast, są przez nie wchłaniane, wręcz połykane bez niemal nawet chwilowego
zatrzymania lania betonu i asfaltu. Na całym świecie wciąż przybywa wielomilionowych
miast. A te kilkunasto, kilkudziesięciomilionowe nie należą już do wyjątków.
Tak, „piękny” tworzymy krajobraz i „pięknie” urządzamy całą Ziemię. Z jednej
strony sami się do tego przyczyniamy, z drugiej zaś ktoś posługuje się nami w
ten właśnie sposób i w sobie tylko wiadomym celu.
I jak zmieniło się nasze życie - z tego wiejskiego na to
miejskie - to tak samo uległo zmianie nasze pożywienie - produkowane przez
fabryki. Bardziej sztuczne niż naturalne, czyli mniej wartościowe. (Jak samo
życie w mieście).
A wystarczy tak niewiele, żeby w łatwy i przyjemny sposób je
zmienić - i to raz na zawsze! Bardzo ważnym tego
warunkiem jest znaczny postępu techniki i zastosowanie rewolucyjnych odkryć,
jakie przed ludzkością cały czas są ukrywane.
Przecież istnieje, a co najważniejsze, to jest już na Ziemi
wykorzystywana (na razie tylko przez możnych tego świata) wolna
energia. Tak, właśnie ta odkryta przez wspaniałego Nikolę Teslę, jednego z
bardzo, bardzo nielicznych prawdziwych naukowców (o ile nie jedynego), jakiemu
zależało na dobru całej ludzkości. I na podstawie jego tak licznych odkryć -
choćby dotyczących przesyłu informacji w sposób nieszkodliwy dla środowiska
naturalnego i dla nas samych - rozpocząć poprawę naszego życia i zacząć je
zmieniać.
Na dobry początek
wystarczy, że przestaniemy zatruwać wszystko dookoła i siebie nawzajem. Ziemia
potrafi się odnawiać i leczyć swoje rany, więc dzięki temu środowisko naturalne
szybko odzyska swój właściwy stan i powróci do równowagi.
Następnym działaniem poprawiającym nasze życie, mogło by być
powszechne wspieranie wszystkich tych, co produkują zdrową i wartościową
żywność. Moglibyśmy masowo ją kupować bezpośrednio od
rolników, w małych i miejscowych sklepach, i nie dawać pieniędzy tym wszystkim
molochom i korporacjom, jakie później wykorzystują je przeciwko nam, produkując
jeszcze więcej i jeszcze gorszej trucizny, jaką potem nam wciskają w przeróżnych
ofertach i promocjach za pośrednictwem marketów różnej maści.
I tak jak w żywność, to tak samo moglibyśmy zaopatrywać się i w
inne produkty codziennego użytku - meble, ubrania - od rzemieślników, od
rodzimych producentów, już bez ciągłego wspierania pasożytów i wyzyskiwaczy, co
uśmiercają rodzime rękodzieło i wytwórstwo.
No tak, możemy mieć tutaj wiele powodów, żeby tego nie robić i
nie wspierać swoich krajan, bo przecież nie wiadomo, czy mają czyste ręce, czy
wytwarzają żywność w higienicznych warunkach, czy ich wyroby są najwyższej
jakości i nie zaczną się zaraz psuć. A przede wszystkim wiadomo, że to nie są
żadne markowe produkty…
Tak, to wszystko prawda, ale niecała, bo chociaż produkcja
przemysłowa jest higieniczna, a nawet sterylna, to zawiera tyle chemii, tyle
trucizny, że brudne ręce, gdyby nawet do tego doszło, to jest dosłownie nic w porównaniu
z tym całym paskudztwem, jakie mianem żywności w ogóle określane być nie
powinno.
A co do jakości wyrobów codziennego użytku, to czy naprawdę te
markowe i wszędzie dostępne produkty, są takie dobre? Oj, chyba nie… Wystarczy
poczytać sobie komentarze w sieci, o niezliczonych wadach choćby sprzętu elektronicznego
i o tym, jak niemal natychmiast po wygaśnięciu gwarancji odmawiają
posłuszeństwa. i niechlubne czołowe miejsce w tej kategorii, już od wielu lat
zajmuje pewien koreański producent, którego nazwa zaczyna się na literę „S”.
To jest naprawdę jakiś spisek i wielkie kuriozum, że taki
partacz zalewa cały świat takim badziewiem, że gorsze trudno znaleźć. W
normalnych warunkach zbankrutowałby następnego dnia, a on utrzymuje się na
rynku od wielu lat. Ale skoro komuś na tym zależy, żeby tak właśnie było, to
nie ma się temu wcale co dziwić.
Wspierajmy zatem naszych zacnych rzemieślników i uczmy się od
nich tej wspaniałej sztuki i prawdziwego arcydzieła. Szanujmy ich za przeogromny
trud solidnej, ciężkiej pracy i za pielęgnowanie wielowiekowych tradycji wytwarzania
cudownych przedmiotów codziennego użytku. Bądźmy im wielce wdzięczni za to, że
tak bardzo się trudzą i nie zawsze z tego wiele mają.
A jeśli ich wyroby pozostawiają trochę do życzenia i
doskonałymi wciąż nie są, to okażmy im dużo zrozumienia i wspierajmy swoimi
pieniędzmi, żeby mogli nabyć lepsze narzędzia, ulepszyć sposoby wytwarzania
swoich produktów, a przede wszystkim, by mogli uczyć następne pokolenia swoich
godnych następców, co ciągle żywą tę wiedzę tajemną czynić dla naszej wspólnej
korzyści będą.
Wracajmy na wieś, na łono Natury. Zamiast blokowisk, mieszkajmy
w domkach wśród zieleni i zmieniajmy całą Planetę w jeden wielki, piękny i
kwitnący ogród.
Wracajmy do pamiętanego z
dzieciństwa mleka prosto od krowy i bochenka własnego chleba, pieczonego na
liściach chrzanowych i tak dużego, że jego jedną pajdę można było jeść niemal
cały dzień. A smakował jak największy przysmak, który wystarczyło polać gęstą
śmietaną i posypać cukrem, lub też jeść z gęstym miodem prosto z ula, żeby
niczego więcej do szczęścia już nie potrzebować. (Mnie akurat bardzo smakował
chleb ze smalcem i z cukrem. Cała rodzina nie mogła spokojnie na mnie patrzeć
jak to jadłem, a dla mnie był to przysmak, co nigdy mi nie zaszkodził).
Wracajmy też do
glinianych saganków, misek, kubeczków i drewnianych łyżek. Nośmy ludowe stroje,
pięknie wyszywane i szczycące się niezrównanym kunsztem haftów. Powróćmy do
naturalnych tkanin, zdrowych i pomagających wyleczyć różne uczulenia. Wspierajmy
wszystkich tych, co dzięki pracy własnych rąk uczciwie żyją.
Powracajmy do wspólnego
pitraszenia, gotowania i kuchcenia. Razem smażmy konfitury, róbmy owocowe i
warzywne weki. Przygotowujmy na zimę kompoty, soki i raczmy się winem własnej
roboty. Pieczmy ciasta, dzielmy się na nie przepisami, a do pieczenia własnego
chleba zawijajmy rękawy i raczmy się nim jak wykwintnymi delicjami.
Sprawmy, by pieczenie
własnego chleba stało się powrotem, stało się połączeniem z wielowiekową
tradycją, symbolizującą dobywanie z Natury tego, co najlepsze do życia. Niech
będzie to symbol dawania organizmowi takiego pożywienia, jakiego naprawdę potrzebuje
i jaki jest dla niego najwartościowszy. Smak domowego chleba pieczonego na
zakwasie zawiera w sobie bogactwo tej Ziemi, z której zboże swój plon wzięło.
Taki chleb to wiatru dech, Słońca śmiech, radosny ptaków śpiew, padający deszcz
- nadzieja i jego szczery szept, a życia dar i wesoły gwar, to człowieczy trud
tak ogromny jak jego ród. A zapach tego chleba to jak bezkres istnienia,
wolność myśli i ducha uniesienia. To całe i bez końca wytrwanie, a w jedności
ze Stwórcą Wszechmogącym przestawanie.
Oto wyjątkowa komunia, zwykła,
prosta, podstawowa, a zarazem jakże święta, prawdziwa i doniosła. Jakże
nierozerwalna i bardzo spójna, jaka tylko z gruntu tej Ziemi narodzić się
mogła, bo nie tylko z tej Ziemi, ale i z tego duchowego fundamentu również, a
może przede wszystkim, ponieważ intuicja pozwalała na takie natchnienie, żeby w
tym zwykłym chlebie móc dojrzeć Miłości istnienie.
I miłością kierowane i
kierowani, a na serca głos czułe i czuli, wspierajmy się pomagając sobie
wzajemnie. Niech miastowi ruszą na wieś i uczą się pracy od gospodarzy, a ci
niech tę pomoc przyjmą, co prosto z serca jest im ofiarowaną. Wspólnie potem do
posiłku na świeżym powietrzu zasiadając, cieszyć się będą z dobrze wykonanej
roboty i cieszyć się na myśl o strawie wcześniej przez gospodynie razem przygotowanej,
by z wielkim apetytem przy jednym stole zasłużenie ją spożyć.
Wracajmy na wieś, by tężyznę
fizyczną poprawić i zdrowie wzmocnić, a z czasem całkiem je naprawić. I do
codzienności przywołać to, co tak często pochlebnie o dawnym pokoleniu zwykliśmy
mówić, że nasze babcie i nasi dziadkowie, to dopiero było zdrowie - przedwojenna
młodzież zawsze dziarsko i zdrowo się trzymała, zawsze sędziwych lat pięknie w
zdrowiu dotrwała.
Tylko powrót do Natury,
do Źródła jest naszym ratunkiem i warunkiem dalszego istnienia. Jest także
nieodzownym i najważniejszym warunkiem dalszego rozwoju ludzkości.
Świat Natury jest tym, z
którego się wywodzimy i wzięliśmy swój początek. Matka Natura i Matka Ziemia to
Życie. Życie bez swojego Źródła ustaje. Źródło Życia to sam Ojciec
Wszechmogący, Stworzyciel Jahwe. Jedynie On jest Dawcą Życia, ponieważ Sam jest
i Życiem, i Jego jedynym Źródłem. Nie ma innego. Przebywając w stałym
połączeniu ze Źródłem Życia - Energią Najwyższą - zachowujemy swoje życie -
teraźniejsze i wieczne.
Tę Prawdę bardzo dobrze
zrozumiały inne Cywilizacje pozaziemskie, jakie były w stanie osiągnąć
najwyższy poziom rozwoju i stać się doskonałymi. Są w stanie żyć w harmonii z
Matką Naturą i w pełni korzystają z niewyczerpanych bogactw naturalnych, a przy
tym nie doprowadzają do żadnego, choćby najmniejszego zachwiania równowagi
Przyrody. To jest rzeczywiście nie lada sztuka, której my, „cywilizowana”
ludzkość, długo jeszcze nie będziemy w stanie dokonać.
Oczywiście, wcale nie chcemy przez to powiedzieć, że jest to
niemożliwe. Jak najbardziej jest to możliwe. Zostanie to osiągnięte i wszyscy z
takiej wspaniałej wiedzy będziemy czerpać same korzyści. Tylko wcześniej, co
jest jak najbardziej zrozumiałe, musimy się wziąć do pracy i posprzątać po
sobie ten cały nieład, jaki powstał za naszą przyczyną i stać się bardziej odpowiedzialni,
i dorosnąć do odpowiedzialności za Matę Naturę i Matkę Ziemię, żeby się nas nie
pozbyła i nas nie pozostawiła. Należycie zadbamy o nasz wspólny Dom.