czwartek, 4 maja 2023

Wpis 459. W dalszym ciągu…


Już kilka lat temu chciałem zaprzestać pisania na Cyfropisach, kronikach internetowych, czyli blogu. Miałem nieodparte wrażenie niewdzięczności Czytelniczek i Czytelników, ponieważ ze swojej strony tylko dawałem a w zamian niczego nie otrzymywałem. Wydawało mi się, że to brak równowagi energii, bo z jednej strony ona uchodzi, lecz z drugiej strony nic jej nie uzupełnia. Dla mnie to była jawna niesprawiedliwość. Jednak, jak widać, czas płynie a wpisów przybywa, bo jednak zaniechałem myśli, żeby obrazić się na cały świat i wszystkim pokazać, że na nikim mi nie zależy, bo ja wiem swoje a inni niech sami martwią się o siebie i sobie czytają w Internecie, co tylko chcą.

Tak więc w dalszym ciągu piszę, bo można powiedzieć, że stało się to moim powołaniem i po prostu nie mogę przestać. Cały czas coś mnie do tego skłania i nie daje spokoju. Cały czas odczuwam tę potrzebę pisania, dzielenia się wiadomościami z innymi. W dalszym ciągu zależy mi na przekazywaniu dalej ważnych, w moim odczuciu wiadomości innym, ponieważ ma to wielkie znaczeni, jest to bardzo ważne.  

Tak, bardzo ważne, gdyż dotyczy rozwoju świadomości, umiejętności innego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość, lepszego jej pojmowania, lepszego rozumowania i co najważniejsze, to zmiany naszego postępowania, żeby nie dać wodzić się za nos, żeby żyć świadomie, mądrze i bez żadnego przyzwolenia na to, aby dać się wplątać w jakieś nieuczciwe, kłamliwe gierki, zagrywki możnych tego świata. Iść właściwą drogą, wiedzieć dlaczego na niej się znajduję i wytrwale podążać dalej drogą prawdy, dobra, uczciwości – tak wobec siebie jak i wobec innych.

Wszystko pięknie ładnie, tylko czasami to już wszystkiego się odechciewało, bo brakowało środków do życia. Nawet nie było co jeść, a fasola z chlebem to był przysmak. Kilka razy było bardzo źle, ale szczęśliwie, bo z pomocą z Wysokości dało się przeżyć. Widocznie tak miało być, skoro takie doświadczenia stały się naszym udziałem, mojej umiłowanej małżonki i naszych dwóch synów.

Nie chcę przez to powiedzieć, że czekaliśmy z założonymi rękami, aż coś samo nam spadnie z nieba. Nie, nic z tych rzeczy, bo kilka długich lat utrzymywaliśmy się z każdej pracy dorywczej, jaka tylko się nadarzała. (Opisane jest to w książce, ale niech tam, powtórzę się, chociaż wracać do tego nie za bardzo lubię). Zarabialiśmy na przetrwanie wykonując prace stolarskie, hydrauliczne, murarskie, elektryczne, malarskie. Zarabialiśmy na życie pracując jako kucharz, cukiernik, kierowca, sprzątacz, sprzedawca książek, Myliśmy samochody, opiekowaliśmy się chorymi, a małżonka uczyła języka angielskiego.

Nigdy nie wiedzieliśmy, ile pieniędzy będziemy mieć i na co będziemy mogli sobie pozwolić. Żyliśmy z dnia na dzień i każdego dnia z pokorą przyjmowaliśmy to, co każdy dzień nam przynosił. Ale każdy dzień przezywamy z czystym sumieniem, ponieważ podążamy uczciwą drogą. Często się też zdarzało, że dawaliśmy małą jałmużnę napotkanym osobom na ulicy, no bo jakoś nie mogliśmy przejść obok nich obojętnie.

Tak samo nie mogliśmy nie karmić kotków czy piesków, bo tyle tutaj ich bezpańskich się kręci. Swego czasu dzień w dzień dokarmialiśmy trzynaście kotów. O ptakach też pamiętamy, bo często wysypujemy im okruszki chleba. Pamiętaliśmy także o wodzie, bo w letnie, upalne dni to pustynia to miasto.

A chcąc ograniczyć swoje wydatki, to ubranie kupujemy używane na bazarze. Często kupujemy używane części komputerowe czy w ogóle sprzęt komputerowy, na przykład ekran albo płytę główną i pamięć komputerową, by wykorzystać starą obudowę komputera. Staramy się również korzystać z darmowego oprogramowania. Czasem jednak to się nie udaje, bo te podstawowe są odpłatne.

Wielkie zadowolenie mieliśmy z tego powodu, iż stare komputery, liczące sobie około czternastu lat nadal nam dobrze służą, gdyż w miarę możliwości je unowocześniamy, a to dzięki nieobrotowym nośnikom danych, czyli dzięki dyskom ssd. Mamy też i nowy sprzęt, taki jak telewizor (40 cali) i drukarka, ale to dzięki pomocy dwóm emerytkom ze Stanów, bo dzielnie nas wspierają ze swojej skromnej emerytury – Kochane Maria i Halina. Są też i inne osoby: Irena, Barbara, Jan.

(Teraz jeden komputer odmówił nam posłuszeństwa, więc dzielimy się innym. A jak będzie nam dana taka możliwość, to go naprawimy z pomocą z Wysokości. Wszystko w swoim czasie. Moja żona często mówi, że to dobrze, że zajmuję się komputerami i je naprawiam, i utrzymuję w dobrym stanie. Dlatego wyszłam za ciebie za mąż – podsumowała…).

Zawsze bardzo szanujemy otrzymywane pieniądze i na nigdy na żadne głupoty ich nie wydajemy. Zawsze wydajemy je z głową. Rzecz jasna nie kupujemy byle czego. Nie ma mowy o jakichś wysoko słodzonych napojach gazowanych. Nawet kawy nie pijemy, bo tak samo wypłukuje minerały z kości. I w ogóle obchodzimy się bez jakichkolwiek używek. A w ostatnich miesiącach to nawet i wędliny nie kupujemy, bo to naprawdę nie nadaje się do jedzenia. To jest jakaś masa gorsza od parówek, bo smak tego jest bardzo sztuczny, a w dodatku pakują do tego soję zmodyfikowaną genetycznie. Już nie mówiąc o samych konserwantach, barwnikach i dodatkach „ulepszających” smak.

Wolimy kupować jak najprostsze składniki. Tak więc wolimy kupić jakiś kawałek mięsa i usmażyć go by mieć do kanapek. Bardzo dużo gotujemy różne zupy. Najczęściej barszcz czerwony, zupę kalafiorową i pieczarkową. Bardzo często smażymy naleśniki z kiszoną (przez siebie) kapustą i z pieczarkami. Pycha!. Smakują jak pierogi z kapustą i grzybami. Ale jak nas przyciśnie to i sam chleb smażony na oliwie to prawdziwy przysmak.

Oliwę kupujemy drogą, niestety, bo jeszcze nie tak dawno nie zwracaliśmy na to uwagi. Otóż, okazuje się, że tylko z oliwek oliwa dobrze zachowuje się w wysokich temperaturach, bo inne ulegają jakiejś granulacji, co jest niezdrowe dla organizmu. Te granulki zalegają i nie do końca ulegają przemianie materii. Moja żona to sprawdziła. Dlatego nie jemy też żadnych chipsów, bo to tylko chemia i trucizna. Przestaliśmy też jeść płatki kukurydziane, te do mleka, bo jak sami sprawdziliśmy i naocznie się przekonaliśmy, to dodawany jest do nich metal. Tak, takie cienkie płatki metalu. 

I najczęściej wyznajemy zasadę, że im prostsze składniki kupujemy, to tym zdrowiej się odżywiamy. Jak ognia unikamy więc wysoko przetworzonej żywności. Chociaż przyznaję, że czasem grzeszymy, bo kupujemy czekoladę albo jakiś słodki wypiek. Jednak sami staramy się piec w domu, bo oprócz pieczenia chleba na zakwasie i czasem na liściach nieco przypominających w smaku liście chrzanowe, to bardzo często pieczemy placki drożdżowe, a ostatnio to nawet z truskawkami. (Sami robimy też lody, makaron, biały ser, jogurt, dżemy owocowe, gotujemy kompoty z jabłek, śliwek, truskawek).

Bardzo lubimy piec również pizzę hawajską, a po słowiańsku to jest podpłomyk. W tym przypadku grzeszymy, bo kupujemy i kiełbasę, a ananasa w puszce. Trudno się mówi. Bardzo lubimy też (robić może mniej, ale jeść na pewno) sałatkę jarzynową. Tylko zamiast zielonego groszku dodajemy ziarenka kukurydzy. Pasują. Sałatkę można też zakwaszać oliwkami, ale tego jeszcze nie próbowaliśmy. Za to sami kisimy kapustę. Pycha! A sok z kiszonej kapusty jest bardzo zdrowy, bo dzięki niemu powstaje odpowiednia flora bakteryjna w układzie pokarmowym.

Gorzkie piwo też temu sprzyja. Nie, nie, bez przesady, piwo to my pijemy tak średnio to może szklankę na miesiąc albo jeszcze rzadziej. Jak mogliśmy sobie pozwolić na lepsze zakupy, w rodzaju miód, szynka, dużo owoców, soki owocowe, sery, ryba, to wtedy piliśmy piwo raz na tydzień. Mnie wolno było pić szklankę na tydzień i skrupulatnie tego ograniczenia przestrzegałem, bo chora prostata dawała bardzo mocno o sobie znać.

I jestem z tego bardzo dumny, tak jak i moja umiłowana małżonka, że nasi synowie pierwszy raz skosztowali piwa przy stole w naszej obecności. Sam nalałem im tego napoju i po wcześniejszym uzgodnieniu z żoną wypili je przy nas. Tak właśnie chcieliśmy nauczyć ich kultury picia, żeby nie robili tego po kryjomu gdzieś w zaułku na ulicy albo kryjąc się w krzakach.

Często z nimi rozmawiamy o życiu i w ogóle o tym świecie, jak należy postępować a przede wszystkim żeby być uczciwym człowiekiem. Też mówiłem im o tym, że nie liczą się powierzchowne powaby ciała kobiecego, bo każda je ma, lecz najważniejsze jest to, co taka istota myśli, jakie wyznaje wartości, czy liczą się dla niej wartości duchowe i jak w ogóle postępuje.

I dzisiaj właśnie rozmawiałem z moja umiłowaną małżonką, że mamy bardzo dobrych synów. Zawsze chętnie nam pomagają we wszystkim, są grzeczni, nie bija się, nie przezywają się, bo w naszym domu jest taki zwyczaj, że uprzejmie się do siebie zwracamy, używając słów proszę, dziękuję. O słowach niecenzuralnych nie ma mowy. Staramy się nie denerwować i sobie wyjaśniać nieporozumienia. A synowie są też bardzo odpowiedzialni ii obowiązkowi.

Sami doskonale wiedzą, co do nich należy i bardzo dobrze wywiązują się ze swoich obowiązków, czy to są lekcje, czy sprzątanie domu. I nauczyli się piec chleb.

Co do środków czystości to tez nie przesadzamy. Im prostsze tym lepsze. Nie kupujemy żadnych markowych mydeł, pachnących i nie wiadomo jakich. Używamy mydła szarego, takiego zwykłego do prania. Dużą kostkę tnę na mniejsze kawałki i mamy do mycia i kąpieli. Do prania też. A proszek do prania też kupujemy tani, nie tych światowych marek. Kiedyś, kilka tygodni temu powiedziałem mojej umiłowanej małżonce, że moja mama moczyła pranie w tanim proszku a prała w droższym. Na to w odpowiedzi usłyszałem, że moja umiłowana małżonka w tanim proszku nie tylko moczy, ale i pierze. I właśnie dlatego się z tobą ożeniłem – wyznałem (żartując).

W naszym małżeństwie nie ma podziałów, nie ma czegoś takiego, że to moje a to twoje. Mamy wspólny jeden rachunek bankowy, jedną kartę bankową do tego rachunku. Mamy jeden telefon przenośny, komórkowy oraz wspólną pocztę internetową, ten sam adres e-mail i to samo konto Paypal. Mamy co prawda inne adresy poczty internetowej, ale to na potrzeby korzystania z You Tuba – wspólny też jest do nich dostęp. Mamy też wspólne konto na Twitterze, Facbooku, Skypie oraz Linkedin. Mamy wspólne pieniądze i wspólnie uzgadniamy wydatki. Nie mamy przed sobą żadnych tajemnic i jesteśmy wobec siebie szczerzy, bo to podstawa..

A jeszcze co do jedzenia, to wcale go nie wyrzucamy. Właściwie to przesadziłem, bo jak popsuła się nam lodówka (majster naopowiadał, jak to będzie ją naprawiał i ile on przy niej nie zrobi, a potem okazało się, że zrobił połowę z tego co nagadał, ale za naprawę wziął tak samo drogo a ceny nie opuścił, ale niech tam mu będzie. O pieniądze nie będę się z nim kłócił. Widocznie tak miało być, choć bardzo mnie to zabolało i długo nie mogłem się pogodzić. Dla mnie to była potworna niesprawiedliwość) to zepsuły się nam dwa pomidory i trochę ugotowanej fasoli.

Mamy kompostownik, więc do niego trafiają wszystkie organiczne resztki. Jest ich niewiele, tak jak niewiele mamy innych śmieci, bo tygodniowo jest to raptem jedna reklamówka, a czasem nawet i mniej. Bardzo mało wyrzucamy, a sąsiedzi to czasami po tygodniu mają pełne beczki o pojemności dwustu litrów. Są i tacy, co zapełniają w tym czasie i dwie z nich.

I dużo sąsiadów ostatnio rozbudowało swoje domy. My mieszkamy w domu brata mojej umiłowanej małżonki, o powierzchni około 70-ciu metrów kwadratowych. Już nie płacimy mu za wynajem, bo nie jesteśmy w stanie, ale na samym początku tak. W każdym razie dbamy o jego dom jak tylko możemy i dokonujemy niezbędnych napraw. A sąsiedzi mają też i po dwa samochody. Wielu z nich na przestrzeni ostatnich lat poprawiło swój poziom życia, bo byli i tacy, niewielu, którzy cienko przędli, tak jak my. (A my też swój pojazd mamy, z jakiego jesteśmy wielce radzi).

Ale im nie zazdrościmy, niech sobie mają te swoje duże domy i samochody, tylko że niestety, ale mają otwartych umysłów. Byle co jedzą i byle co wiedzą. Lepiej nie mieć i wiedzieć niż nie wiedzieć i mieć. Ale najlepiej i wiedzieć i mieć. Lecz wszystko w swoim czasie.

Aha, jeszcze co do komputerów, a właściwie co do Internetu, to otrzymaliśmy podarunek, całkiem pożyteczny i dobry. Nie tylko my, ale i wielu mieszkańców tego miasta, w jakim przyszło nam teraz mieszkać. Otóż mamy szybki Internet, bo wykorzystujący światłowody. Tak, to rzeczywiście spore zaskoczenie. Kilka miesięcy temu zaczęli wymieniać przewody i wiele dzielnic zyskało podłączenie światłowodowe. Tylko była jedna tego wada, jedna bolączka w naszym przypadku.

Mianowicie z Internetu korzystaliśmy grzecznościowo od sąsiadów. Płaciliśmy im za to połowę ceny, więc korzyść była obopólna. Jednak po tym podłączeniu do światłowodów zaczęło być gorzej. Połączenie było czasem szybkie, a czasem bardzo wolne. Zdarzały się dni, kiedy mój komputer nie chciał się połączyć z ich Internetem.

Wtedy, po wspólnej naradzie z synami postanowiliśmy mieć własne podłączenie, więc zrezygnowaliśmy z pomocy sąsiadów. Powiedziałem im o tym otwarcie i podziękowałem za pomoc. Teraz rzeczywiście Internet śmiga prawie z prędkością światła, jest o wiele lepiej.

Zdecydowaliśmy się na ten krok, bo to nasze narzędzie pracy. Moja umiłowana małżonka czerpie natchnienie z Wysokości do nagrywania filmików i komponowania muzyki, prowadzi też blog o wartościach duchowych i wspólnie zajmujemy się przekładem na język hiszpański oraz angielski przesłań z Wyższego Wymiaru. Mnie dane jest tak samo prowadzić dziennik internetowy, zajmuję się też dodawaniem napisów do nagrań mojej umiłowanej małżonki i tłumaczę niektóre materiały dotyczące tej rzeczywistości i sytuacji na świecie.

Tej pracy poświęcamy się bezgranicznie. Poświęcamy jej cały nasz czas. Daje nam ona wiele zadowolenia i nadaje sens naszym działaniom. Wiemy, że warto się jej poświęcić, bo jest to nasz wysiłek, jaki ofiarujemy innym, by mogli dzięki owocom naszej pracy zrozumieć więcej, więcej się dowiedzieć, a czasem nawet przejrzeć na oczy. I nie nasza w tym zasługa, bo wszystko przychodzi z Wysokości, a jeśli dane nam jest w tym pośredniczyć, to tym bardziej jesteśmy tym zaszczyceni i tym większe jest nasze z tego zadowolenie. Cieszymy się, że możemy wykonywać naszą pracę, też i tę duchową – w dalszym ciągu. I to nam w duszy gra a w sercu śpiewa!